Apokalipsa
zbiór proroctw i przepowiedni...
FAQ  ::  Szukaj  ::  Użytkownicy  ::  Grupy  ::  Galerie  ::  Rejestracja  ::  Profil  ::  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  ::  Zaloguj


REINKARNACJA
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Apokalipsa Strona Główna » inne...
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Erik
Gość





PostWysłany: Śro 12:54, 27 Paź 2010    Temat postu: REINKARNACJA

Moja historia.
To, czym chciałbym się podzielić z czytelnikami zdarzyło się kilka lat temu. A było to tak, że organizując kolejny bal kostiumowy dla moich znajomych (głównie Polaków zamieszkałych w Vancouver i jego okolicach), poznałem pewną dziewczynę mieszkającą w kompleksie, gdzie wówczas często odbywały się nasze bale dla uczczenia wszystkich możliwych okazji. Ten wspomniany, był z okazji wizyty brata naszego kolegi, który go właśnie odwiedził z Grecji. Wspomniana dziewczyna ( jeśli mogę ją tak nazwać – nie jesteśmy już tacy młodzi, niestety) okazała się wspaniałą, choć jeszcze nieodkrytą, artystką. Ta jej artystyczna, wrażliwa dusza spowodowała, że zaczęła interesować się kwestią karmy, losu, przeznaczenia, a co za tym idzie swych poprzednich egzystencji. Opowiadała mi o swoich seansach hipnotycznych i podróżach do poprzednich inkarnacji, w jakimś sensie zarażając mnie również chęcią poznania swych ewentualnych inkarnacji. No i wtedy dopiero się zaczęło… W sumie poddałem się kilku seansom i przeżyłem coś w rodzaju autohipnozy, których całkowity opis zająłby tu zbyt wiele miejsca, więc go maksymalnie skrócę, skupiając się na samej esencji wizji i zdarzeń. Po pierwszym przeprowadzonym na mnie seansie hipnotycznym nie odczułem praktycznie nic, choć wówczas nie zwróciłem uwagi na pewien istotny szczegół, mianowicie kiedy hipnotyzerka zleciła mi, abym udał się w „swej wyobraźni” do jakiegoś pięknego, kojąco wpływającego na mnie miejsca, o dziwo zamiast Karaibskiej plaży pełnej pięknych półnagich kobiet ujrzałem jakieś wykrzywione skarłowaciałe drzewo rosnące na niewielkim pagórku. Hipnoterapeutystka spytała mnie czy słyszę świergot ptaków, zaprzeczyłem, choć ten miły akcent uzasadniałby mój wybór, lecz to miejsce w dziwny sposób emanowało paraliżującym spokojem. Cały seans odbywał się w duchu freudowskiej analizy aspektów winy i kary, z nasileniem przez hipnotyzerkę akcentów dotyczących śmierci mego najstarszego brata, który kilka lat wcześniej umarł na zawał. Spytany wówczas kim emocjonalnie był mój najstarszy brat dla mnie w okresie mego dzieciństwa oznajmiłem, że był wzorem do naśladowania porównując go do średniowiecznego polskiego rycerza Zawiszy Czarnego z Garbowa. Spytany o to, kim chciałbym dla niego wówczas być, nie wiedząc czemu oznajmiłem, że jego giermkiem. Z kolei kiedy miałem opisać jakiś swój dzień z dzieciństwa, opowiedziałem taką oto historie: są wakacje, jestem na podwórzu mego rodzinnego domu, przychodzą moi ówcześni koledzy z zapytaniem czy nie pójdę grać z nimi w piłkę nożną. Ja jednak lekceważę propozycję, gdyż jestem w trakcie budowania dla moich plastikowych żołnierzyków zamku z gliny. Choć na jawie nie pamiętałem tego dnia, ale było to jak najbardziej możliwym zdarzeniem, gdyż w dzieciństwie często przedkładałem rysowanie rycerzy, czy właśnie budowę jakichś fortec dla mojej armii rzymskich, średniowiecznych czy napoleońskich żołnierzyków, nad zabawy z rówieśnikami . I rzeczywiście w owym okresie moim idolem był Zawisza Czarny herbu Sulima. Jednak co do owej hipnozy, gdzie prowadząca usiłowała wmówić we mnie jakieś nieuzasadnione poczucie winy za śmierć brata, ustosonkowywałem się coraz sceptyczniej. Jako że mój koszt był 70 $ za godzinę, aby moim zdaniem nie zmarnować kolejnego spotkania na koniec sesji spytałem hipnotyzerki co powinienem zrobić, aby kolejnym razem móc zobaczyć cokolwiek innego niż dziecięce wspomnienia z przeszłości, gdyż byłem wówczas błędnie przekonany, że to co widziałem na życzenie hipnotyzerki to jedynie wyobraźnia i wspomnienia z dzieciństwa. Na odchodnym hipnotyzerka powiedziała mi na moje pytanie jak powinienem przygotować się do następnego spotkania, że „ja wiem to sam, jedynie muszę spytać się o to samego siebie”. Tej nocy nie mogłem zasnąć rozpatrując miniony dzień , postanowiłem odczuć coś tak jak to powiedziała hipnotyzerka. Rozluźniłem się i zacząłem wchodzić technikami opisanymi w książkach Roberta Monroe w stan dzięki któremu R. Monroe potrafił opuszczać swe ciało w swych rozlicznych podróżach astralnych. Trwało to dość długo, aż nagle mimo zamkniętych oczu zobaczyłem jakieś dziwne kolorowe plamy , które niby olej wylany na kałuże wolno przemieszczały się i mieniły tęczowymi barwami. Trwało to jakiś czas, tak że mimo rozluźnienia zaczęły do mej świadomości przenikać znamiona realizmu, a kiedy pomyślałem o owych 70 $ za godzinę sesji hipnotycznej plamy zniknęły. Chcąc niby przeprosić samego siebie za tak konsumpcyjny sposób myślenia zacząłem uświadamiać sobie, że nie są ważne pieniądze, prosząc jednocześnie owe plamy, aby wróciły. Jeszcze dziś czuję owo rozpaczliwe pragnienie zrozumienia lub obcowania z tym czymś innym i nieznanym. Plamy nie wróciły, lecz zamiast nich zobaczyłem z boku koński zad. Był to jasno szary koń w nieco ciemniejsze brązowawe plamki, ale nie dość, że zobaczyłem tylną część tego zwierzęcia, to poczułem jeszcze zapach jego potu. Pierwszym wrażeniem był niemal że okrzyk radości i zdziwienia: „Ja byłem chyba koniem”( oczywiście nie mogłem krzyczeć, gdyż była noc, a obok mnie spała moja żona). Jednak kiedy przyszedł mi do głowy ów absurdalny pomysł, obraz nieco się zmienił i zobaczyłem już niemal całego konia, jednocześnie odczuwając tam obecność jeszcze kogoś. Będąc niby kamerzystą na planie filmowym kazałem sobie przesunąć obraz nieco pod górę po skosie, i dopiero teraz ujrzałem ową zamgloną postać, która stojąc przed koniem stała w bezruchu, wpatrując się w jakąś dal. Kiedy zapragnąłem zobaczyć to, na co patrzał ten ktoś, zobaczyłem jakby jego oczyma znajome karłowate drzewo, tym razem jednak zobaczyłem również, że to drzewo rośnie tuż na skraju jakiejś rozległej malowniczej doliny. Zrozumiałem także czemu nie słyszałem świergotu ptaków, kiedy widziałem to samo drzewo w czasie mej hipnozy kilka godzin wcześniej. Po prostu tam wiał dość silny wiatr. Długo starałem się rozpoznać ową tajemniczą, cały czas zamgloną postać. Jedyne co czułem, to bijące od niej zmęczenie i nieświeżość. Zacząłem więc przypominać sobie o jakichś książkowych sposobach i technikach wnikania w podświadomość . Zacząłem także przyglądać się cały czas zamazanym szczegółom odzienia, tego w jakiś sposób bliskiego mi kogoś. Kiedy dotarłem do obuwia zauważyłem, że jest ono w jakiś sposób błyszczące. Pierwszym wrażeniem było „baletki”, lecz zamiast zauważenia szczegółów aksamitnych bucików moja wizja jakby na zawołanie przeniosła się i zobaczyłem teraz jakiegoś mężczyznę stojącego na krawędzi chodnika w jakimś dużym mieście. Za nim stał rzęsiście oświetlony tysiącem lamp kilkukondygnacyjny budynek, który nazwałem operą. Stojący na chodniku mężczyzna sprawiał wrażenie czekającego na jakiś środek transportu .Był ubrany w osiemnastowieczny wyjściowy strój, a więc od góry: na głowie miał cylinder, lekko kędzierzawe, ciemne włosy, nie aż tak szczupłą twarz z małym hiszpańskim wąsikiem. Mógł mieć około 30 lat. Niżej ciemny surdut z białym kwiatkiem z boku, białe rękawiczki, a w prawej dłoni trzymał prostą laskę z jasną błyszczącą kulką u jej zwieńczenia; ciemne, starannie wyprasowane spodnie i czarne wyglansowane buty. Kiedy uświadomiłem sobie to, jak bardzo błyszcza te buty, moja wizja znów przeniosła mnie do owego mężczyzny stojącego na skraju doliny i do jego błyszczących butów, z tym że teraz zobaczyłem, iż te buty zrobione są z metalu. „Rycerz” - znów niemal krzyknąłem sam do siebie, lecz owa postać nadal była zamazana. Wiedziałem jedynie, że ten ktoś jest zakurzony i nieogolony, jakby po przebyciu jakiejś długiej drogi dotarł wreszcie do jakiegoś tylko jemu znanego celu. Nie był stary, ale jakby był kimś w jakiś sposób doświadczonym przez los. Starałem się spytać jego o imię; w końcu wiedząc, że powinien mieć jakiś herb, zacząłem dopasowywać do niego kolory. Z wszystkich jakie próbowałem wkleić w tę postać, w jakiś dziwny sposób pasował jedynie biały i czerwony. Nie wiem czemu, ale po uświadomieniu sobie tego, pierwszym słowem jakie wówczas do mnie dotarło było „ Crusader”, czyli Krzyżowiec jako uczestnik wyprawy krzyżowej, i choć nie wszyscy oni nosili opończe z czerwonymi krzyżami na białym tle tak jak Templariusze, ale ja wówczas tego jeszcze nie wiedziałem. Tak czy inaczej, próbując na wszystkie sposoby dowiedzieć się kim był ten tajemniczy rycerz, miałem jeszcze widzenie jakiegoś odzianego w skóry krępego mężczyzny na śnieżnej niby pustynnej przestrzeni i dziwną informację tłumaczącą chodzenie po wodzie Jezusa, która w tym widzeniu i formułce jakby do niego przyklejonej wtedy wydawała mi się jak najbardziej prosta i logiczna. Przy tak wielu objawionych mi tej nocy rzeczach zapragnąłem jako sprawdzian tego wszystkiego spróbować lewitacji, lecz mimo, że jak mi się wydawało mogłem unieść część swego niematerialnego ciała ponad siebie, ale nie potrafiłem uczynić tego z głową. Zmęczony zasnąłem w końcu po kilku godzinach tych wizji i zmagań z samym sobą .Nazajutrz zatelefonowałem do mojej hipnotyzerki, aby podzielić się z nią swymi nocnymi wrażeniami , ta jednak zbyt nachalnie obstawała przy swej opinii o obarczaniu się przeze mnie winą za śmierć brata ( kilka lat później odkryłem w nim swego syna z poprzedniego życia.)Tak więc upojony fantastycznymi wizjami i odczuciami zrezygnowałem z usług pani hipnotyzer. Mimo, że nigdy już nie udało mi się ponownie wprowadzić w autohipnozę, jednak rezygnacja z usług tej hipnotyzerki wydaje mi się jak najbardziej słuszna, gdyż jak się dowiedziałem jakiś czas później, wówczas kiedy ona przeprowadzała mi hipnozę sama przeżywała osobistą tragedię po śmierci męża. Tak czy inaczej, po tych moich pierwszych zetknięciach z tematem, widziałem kilka postaci, ale najbardziej zarysował się tu jakiś niezidentyfikowany rycerz . Po około dwóch tygodniach bezskutecznych prób ponownego wprowadzenia się w samo hipnozę, tuż przed przebudzeniem, a może jednocześnie z nim usłyszałem coś w rodzaju imienia „Devill”.
Jakiś rok później koleżanka zrobiła kurs hipnoterapeutki, w tym także past life (poprzednie wcielenia). A oto przebieg owej hipnozy na mnie po wszystkich wstępnych zabiegach wprowadzających:
P. Gdzie jesteś?
O. Stoję na jakiejś piaszczystej krętej drodze.
P. Kim jesteś? Spójrz na swoje nogi i ręce.
O. Jestem mężczyzną .
P. Czy widzisz coś dookoła? Rozejrzyj się.
O. Widzę w oddali jakieś domy z drewnianych bali bielone wapnem.
P. Czy tam mieszkasz?
O. Ooo nie( z ironicznym uśmiechem ) ja mieszkam w zamku.
P. Dobrze to idź do tego zamku, czy już tam jesteś?
O. Tak wchodzę po mostku zwodzonym.
P. Czyj to zamek?
O. Mój.
P. Czy mieszka tam ktoś z tobą, jakaś rodzina może żona. Pomyśl.
O. Nie wiem, nie czuję jej, ale na pewno jest tu służba.
P. Dobrze, przenieś się teraz w przyszłość do jakiegoś ważnego w twoim życiu zdarzenia.
O. Jesteśmy w kościele, (chwila zastanowienia ), Ksiądz nawołuje żebyśmy udali się na krucjatę.
P. I co dalej się dzieje?
O. Znowu wchodzimy całą gromadą do kościoła, słyszę brzęk metalu na kamiennej posadce, ktoś rozdaje nam białe opończe z czerwonymi krzyżami, ale ja mam swoją niebieską.
P. Co się teraz dzieje?
O. Jedziemy konno, ja i jeszcze dziesięciu moich ludzi, zabieramy jedzenie chłopom.
P. Czemu tak robicie?
O. Jak to czemu ( z oburzeniem w głosie ) przecież jesteśmy panami?!
P. Przejdź do jakiegoś zdarzenia.
O. Jest bitwa obok miasta, oni zabijają moich ludzi i mnie ranią.
P. Kto to są oni?
O. Saraceni, ale zaraz… ( myślę)
P. Co się dzieje?
O. Ja nie rozumiem, ja przyszedłem ich zabić, a oni mnie leczą, coś tu nie jest tak?
P. Czy będziesz żył?
O. Tak, już jestem wyleczony i nawet mam konia?
P. Gdzie jesteś?
O. Chyba w niewoli, ale jedynie ja mam konia?
P. Czy wrócisz do swego domu?
O. Tak, już jestem. O kurcze, to to samo drzewo i dolina rzeki, tam jest mój zamek.
P. Gdzie to jest?
O. (Myślę) nie jestem pewien- ale chyba Francja.
P. Jaki król tutaj panuje?
O. Chcę powiedzieć Filip, ale mówię: Ludwik?
P. Dobrze, wracasz do domu i co robisz?
O. Coś piszę, coś piszę i chowam to do skrzyni?
P. Co piszesz ?
O. Nie wiem ?
P. Czemu chowasz to do skrzyni?
O. Nie wiem -chyba się czegoś boję?
P. Dobrze, umierasz, co widzisz?
O. Leżę w dużym łóżku, jestem stary, z boków palą się grube świece i umieram, unoszę się ponad łóżko.
P. Ile masz lat jak umierasz?
O. Nie jestem pewien, chyba 95 (zdziwienie)
P. Gdzie jesteś po śmierci?
O. Siedzę w takim powyginanym krześle z czerwonego drzewa, i oglądam bitwy. Cały czas giną moi ludzie, i od nowa znów widzę bitwę, aż w reszcie mówię dość i wszystko się kończy.
Po owej barwnej wizji, która była czymś pomiędzy snem a wspomnieniem, odczuwałem mieszane uczucia. Po pierwsze cieszyło mnie, że zobaczyłem w ogóle coś, gdyż po pierwszej próbie z profesjonalistką… dopiero w nocy wpadłem w coś w rodzaju autohipnozy. Po drugie, widziałem tego samego brudnego, zarośniętego, wpatrzonego gdzieś w dolinę rzeki rycerza, z siwym stojącym za nim koniem. Ale w trakcie hipnozy zdawało się mi, że mówiłem jakieś brednie, bo jakiegoż króla można przypisać Francji, jak nie Ludwika, a przeżycie w średniowieczu już chociażby 40 lat to był nie lada wyczyn, a cóż dopiero 95?
Minęły jakieś dwa lata. Dalej wiele czasu spędzałem na zabawach i wyjazdach w gronie najbliższych zaprzyjaźnionych Polaków (oczywiście po pracy). I właśnie po którejś z takich wizyt u przyjaciół w sąsiednim amerykańskim Seattle, wracając do domu naszym vanem doznałem dziwnego odczucia jakby mój samochód miał za chwilę przewrócić się na bok, albo i nawet przekoziołkować . W domu na stole zastałem kilka książek, o które prosiłem bratanka, kiedy ten wraz z moim bratem i kilkoma innymi członkami rodziny wybierał się do Polski, a potem do Francji do Lourdes . Jak się wkrótce okazało wizja ta dotyczyła wspomnianego wyjazdu, kiedy to wynajęty w Europie mikrobus przewrócił się przed miastem Mende w drodze do Lourdes. Jakkolwiek wypadek był naprawdę poważny (samochód do kasacji), nikomu z siedmiu osób nic się nie stało. Bratanek uznał to za cud nawrócił się na religię katolicką, choć wcześniej miał zupełnie inne poglądy (między innymi bardzo fascynował się buddyzmem i ruchem New Age). Ważną w tym rolę miała jego wiara, że to Matka Boska z Lourdes go uratowała. Później też, czekając w Mende na wyjaśnienie przyczyn wypadku i podjęcia decyzji o dalszym podjęciu podróży, w tym małym francuskim miasteczku odkryli olbrzymią katedrę zbudowaną, jak im się zdawało, przez Templariuszy. Dla mnie ważniejsza była jedna z owych książek, które ci pielgrzymi przywieźli mi z Polski, a mianowicie pierwszy tom „Królów przeklętych” M.Druona. Już na pierwszych stronach dziwnie blisko brzmiące nazwisko pewnego rycerza. Nie mówiąc nikomu o co chodzi, poprosiłem kilka znajomych mi osób o odszukanie jakiś informacji o wspomnianym rycerzu, który był również francuskim kronikarzem. Następnego dnia kolega zlecił to zadanie koleżance, która nie wiedziała, że właściwie to co szukała w necie, robi to dla mnie. Wręczyła mu kilka wydrukowanych kartek wraz z portretem wspomnianego kronikarza i hrabiego Szampanii, Jan de Joinville, mówiąc: „Zobacz, czyż nie wygląda on tak jak Irek?”. Żadne z nich nie wiedziało o moich przypuszczeniach. Dla mnie wygląda to na jedno z moich poprzednich wcieleń. Im bardziej go poznawałem, tym więcej widziałem łączących nas podobieństw. Zrozumiałem moje zainteresowania i fascynacje z dzieciństwa i młodości. Bo na przykład nawet herb Zawiszy Czarnego w swej graficznej strukturze w jakimś sensie jest podobny do rodowego herbu Joinvilów . A nawet moje rodzinne miasto Zielona Góra jest związana z tak zwanym bratnim miastem Troyes, gdzie rezydowali hrabiowie Szampanii. Ale jak moja wizja miała się do prawdy historycznej: de Joinville Jan , ( De vil ) hrabia i dziedziczny seneszal Szampanii brał udział w VII wyprawie krzyżowej u boku Ludwika IX Świętego i razem z nim był w niewoli. Na krucjatowy apel króla wyruszył ze skromnym orszakiem z 10 swymi rycerzami ( wszyscy zginęli). W sierpniu 1248 roku wypłynął z Marsylii na Cypr, gdzie król przyznał mu pensję 800 liwrów. Joinville towarzyszył królowi od początku do końca fatalnej wyprawy. Dramatyczne wydarzenia tych sześciu lat ( 1248-1254 ) stanowią wątek Kroniki Joinvilla „Czyny Ludwika Świętego króla Francji”( historycy wierzą w istnienie jeszcze jednej utajnionej wersji dzieła Joinvilla ). Oficjalna wersja spisana na prośbę Joanny z Nawarry, żony Filipa IV Pięknego, wnuka króla Ludwika IX, kompana Jonvilla, który czasem nawet był doradcą króla. Wersja ta przetrwała do naszych czasów jako najrzetelniejsza relacja z przebiegu VII Wyprawy krzyżowej, jak i opisów z życia w średniowiecznej Francji. Joinville mediował z Templariuszami w sprawie uzyskania okupu za króla. Będąc pośrednikiem w tej sprawie, chciał rozbić toporem sejf Templariuszy znajdujący się na jednym z ich galeonów. W pewnym momencie dowodził nawet 500 osobową armią. Ranny i chory został wyleczony przez Turków seldżucckich. Joinville za swe dzieło został zaliczony w poczet wielkich kronikarzy ( pierwszy Francuski kronikarz piszący po francusku; w średniowieczu słowa zapisywano fonetycznie, ponieważ nie było stałych zasad językowych, a jedynie brzmieniowe znaczenie słów). Jean de Joinville przeżył 94 lub 95 lat, od 1 maja 1224 roku do 24 grudnia 1317 lub 1319 według innych historyków. ( Zmiana kalendarza juliańskiego na gregoriański i inny dzień końca roku). Przeżył trzech królów Filipów i trzech Ludwików, dwudziestu papieży - od Honoriusza III do Jana XXII. Po powrocie do Francji był częstym gościem na dworze królewskim, uczestniczył w konsekracji katedry w Chartres, w ekshumacji ciała Marii Magdaleny w Aix w Prowansji. Po śmierci króla Ludwika IX był w konflikcie z synem Ludwika IX, Filipem III Śmiałym i z jego synem Filipem IV Pięknym, którego „ wyswatał” z hrabiną Szampanii, później królową Joanną z Nawarry. Najprawdopodobniej ostrzegł Wielkiego Mistrza Templariuszy Jakuba de Molay i członka rodziny męża córki Joinvilla Margaret z drugiego małżeństwa Galfryda de Charnay mistrza Templariuszy prowincjała Normandii, spalonego na stosie 7 lat później razem z Jakubem de Molay. Obaj wielcy mistrzowie Templariuszy nie wierzyli, że Filip IV odważy się zaatakować tę największą siłę militarną średniowiecza, ale profilaktycznie w przeddzień napaści 13 października 1307 roku ( stąd pechowy piątek trzynastego) z Paryża wyjechało 9 załadowanych wozów. Z wybrzeży zniknęła cała flota Templariuszy, a w komturiach i w samym Tempel zostali jedynie starzy emerytowani rycerze i obsługa. Ale Jean de Joinville otrzymał na przechowanie jeszcze coś, coś co stało się tajemnicą rodu Joinvilla i za co jeśli by tylko ktoś chciał cokolwiek choćby szeptać, jak podają potomni Jan Joinville kopał ich w tyłek. Tym czymś była największa relikwia Chrześcijańskiego świata po stracie „Prawdziwego Krzyża” w 1187 w czasie przed II Krucjatą (1189-1192), a mianowicie płótno, w które miało być zawinięte ciało Jezusa, znane dziś jako „Całun Turyński”, zrabowany z Konstantynopola podczas IV wyprawy krzyżowej (1202-1204, w 1204). 12 kwietnia 1204 krzyżowcy IV krucjaty zdobywają Konstantynopol. Jeden z kronikarzy krucjaty, Robert de Clari, pisze, że całun znika z miasta. Następnie Templariusze wykradają z własnego statku, który miał wieźć ukradzione skarby i relikwie dla papieża Innocentego III. Zostaje w końcu odnaleziony w mieście Troyes w Szampanii, kiedy to został zaprezentowany publicznie przez wnuka Jeana de Joinville i potomka spalonego na stosie w Paryżu Galfryda de Charnay, Geoffreya II de Charnay. Teoria templariuszy, której autorem jest Ian Wilson, zakłada, iż całun dostaje się w ręce zakonu templariuszy. Płótno do roku 1291 miałoby przebywać w Akce, jednej z ostatnich twierdz krzyżowców w Palestynie, a następnie miało trafić na Cypr. W 1306 roku całun zostaje przewieziony do Paryża, gdzie znajduje się główna siedziba tego zakonu: Templum. 13 Października 1307 roku zakon rycerski templariuszy zostaje oskarżony przez króla Filipa IV Pięknego o herezję i kult tajemniczego "bożka" w postaci głowy z brodą (w roku 1945 w Templecombe w Anglii odnaleziono na suficie dębowy panel datowany na koniec XIII w. z wymalowanym na nim wizerunkiem brodatej twarzy, która jest bardzo podobna do przedstawienia z całunu; podobnie we Francji, w kaplicy Św. Marii du Menez-Hom, znajduje się krzyż, na którym zamiast figury ukrzyżowanego Chrystusa znajduje się tzw. "mandylion templariuszy" – poprzeczny prostokąt z kamienia, na którym wyrzeźbiona jest płaskorzeźba przedstawiająca samą twarz Jezusa), wskutek czego jego członkowie zostają aresztowani. 19 marca 1314 roku zostaje spalony na stosie ostatni mistrz zakonu templariuszy Jakub de Molay. Wraz z nim ginie również preceptor Normandii, niejaki Gotfryd de Charnay. Wilson sądzi, iż jest to przodek Gotfryda de Charny. Podczas studiów nad dokumentami związanymi z procesem zakonu templariuszy badaczka tajnych archiwów watykańskich Barbara Frale natknęła się na wzmiankę o młodym Francuzie nazwiskiem Arnaut Sabbatier, który wstąpił do zakonu w roku 1287. W swoich zeznaniach ujawnił on, że w ramach obrzędu inicjacyjnego został zaprowadzony w "tajemne miejsce, do którego dostęp mieli tylko bracia templariusze". Tam pokazano mu "długie, lniane płótno, przedstawiające odbicie postaci mężczyzny" i nakazano oddawać wizerunkowi cześć, trzykrotnie całując jego stopy. Pierwsze wiadomości o kulcie całunu w Lirey pochodzą z lat 1350. W 1356 r. biskup Troyes, Henryk z Poitiers, konsekrował kolegiatę w Lirey, a rok później przyznał odpusty pielgrzymom nawiedzającym wystawiany tam całun. Joanna de Vergy (wdowa po Gotfydzie I de Charny) bezskutecznie starała się po 1389 r. o regularne wystawianie całunu w kolegiacie. O wystawieniu z 1357 r. dowiadujemy się z pism kolejnego biskupa Troyes, Pierre'a d'Arcis. W związku ze staraniem Gotfryda II de Charny o wystawianie całunu. Ostatecznie papież Klemens VII bullą z 6 stycznia 1390 r. zezwolił kanonikom z Lirey na wystawianie całunu i udzielanie odpustów . Materialnym potwierdzeniem historii całunu w tych latach jest ołowiany medalion (wydobyty w 1855 r. z dna Sekwany), na którym przedstawiono rozwinięty całun przy końcach którego znajdują się herby Gotfryda I de Charny i Joanny de Vergy. Przypuszcza się, że była to pamiątka zgubiona przez średniowiecznego pielgrzyma.
Tak czy inaczej z dnia na dzień nauczyłem się techniki regresji hipnotycznej, i przez kilka lat łącząc z tym również inne techniki wspólnie z kilkoma innymi osobami ( również z owego reinkarnacyjnego grona )znaleźliśmy około setki związanych z nami naszymi bliskimi i znajomymi. Z tego co mi na ten temat wiadomo, jest to druga wspólna manifestacja grupy reinkarnacyjnej w zachodnim świecie. Generalnie na przestrzeni 1000 lat wyglądać by to mogło, że wracaliśmy tutaj kilkukrotnie w kilku historycznych okresach, w większych lub mniejszych wspólnych grupach. Ja osobiście mógłbym w takim wypadku być związany z pięcioma osobami żyjącymi w takich przedziałach historii: około roku 950 do 1000, 1220 do 1320, (dokładnie 1224 do 1317 lub 1319) następnie od 9 dekady XV wieku do 3 dekady XVI wieku , od końca XVIII wieku do 9 dekady wieku XIX , i ostatni raz od końca XIX do połowy XX wieku .
Powrót do góry
effka



Dołączył: 26 Paź 2010
Posty: 46
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 14:09, 27 Paź 2010    Temat postu: effka

Eriku,zapierajaca dech w piersiach historia!!!!
A wiesz co?Czy to przypadek,ze nasza trojka spotkalasie na tym forum i plubila?Mowie o Boguslawie jeszcze! Z tego co wiem ,musialam zyc na terenie Indii,Tybetu lub Afryki.Ztego co pamietam,od dziecka kochalam wszystko co afrykanskie.a gdy patrze na bezkres i piekno tamtejszej przyrody-czuje wielki spokoj.Jakbym po dlugiej wedrowce wrocila do domu???Wiem,ze nigdy nie mialam rodziny,za to rozwijalam sie duchowo!Na dzis mam przerobic zwiazek prtnerski-to moje zadanie na to wcielenie Very Happy
Wracajac do moich korzeni afrykanskich.Moja corka majac 5 lat powiedziala mi nagle,ze bedzie miala afrykanskie dziecko .Wiadomo,ze wzielam sobie to za dzieciece wyglupy Very Happy I dzis po latach moje wnuki sa mulatami,a moja corcia zyje w zwiazku z afrykanczykiem Smile
Nie wspomne juz o moich snach ,w ktorych czesto wystepowaly czarnoskore postacie Very Happy


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez effka dnia Śro 14:11, 27 Paź 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Erik
Gość





PostWysłany: Śro 17:09, 27 Paź 2010    Temat postu:

Effko- Cieszę się, że jesteś świadoma swego poprzedniego jestestwa. Może powinnaś poddać się regresji, choć jak uważam nie musi to być konieczne aby iść w życiu do przodu, ale na pewno jest ciekawe. Ja jak wspomniałem zdaje się być związany z co najmniej pięcioma postaciami, tu gdzie mieszkam nawet niewierzący w reinkarnację Polacy mówią do mnie panie hrabio, ale tak naprawdę ta wiedza to jest bardziej klątwą niż zaszczytem , choć wielu którzy dzięki naszej kilkuosobowej grupie dowiedzieli się o swych zaszczytnych ( z reguły ) inkarnacjach często popadają w pychę, choć są i tacy którym religia nie pozwala w to wierzyć. Ja tak naprawdę nie wiem co to jest ale rozpatrując to wszystko analitycznie reinkarnacja jest najlogiczniejszym wytłumaczeniem na to wszystko co się nam objawiło. Niekiedy już w pierwszych kontaktach z jakimiś ludźmi odczuwałem wrażenie dziwnej bliskości o czym jeśli będzie zainteresowanie mogę coś napisać, choć na pewno nie wszystko gdyż wielu z mych znajomych jest nadal w trakcie przerabiania swych wielosetletnich karm. Jeśli czujesz związki z Afryką to może tak jak wspominasz kiedyś już się tam spotkaliśmy, wszystko jest po coś, tak że i to nasze spotkanie na necie może też jest jakoś zaplanowane. Jak wspomniałem chyba najbardziej do mnie w tym życiu przyklejony Jean de Joinville 4 czerwca 1249 roku wysiadł na ląd w okolicach Damety w Egipcie, którą zdobyto prawie z marszu. Dalej walczył w okolicach Mansury, może coś Tobie to mówi? Ale tak na poważnie to może w tym coś być skoro w twym życiu porobiło to aż tak poważne zmiany, myślę że przede wszystkim powinnaś ( jeśli chcesz ) poszukać w swych rodzinnych relacjach może to być istotne dla twych wnuków. Sądzę że w mojej rodzinie miałem przedtem korelacje kilkoma jej członkami, z czego mój ojciec był mym starszym bratem, a starszy brat o którym wspomniałem wyżej był pierworodnym synem Jeana de Joinville (czyli nieskromnie mówiąc moim ) i nazywał się Anzelm de Joinville dziedziczny Seneszal Szampanii i członek Wielkiej Rady Filipa V jako marszałek Francji.
Tak wiem wszyscy w jakiś sposób jesteśmy po pier… Kiedyś w Sparcie takich ja my zrzucano ze skały, ale na pocieszenie mogę podać, że Egipcjanie uważali za świętych. Z pozdrowieniami Erik (Załącze jeszcze stosowny wierszyk)
NAUKA
Wielokroć się zastanawiałem, czemu mnie nie rozumiecie.
Czemuż to czym tak bardzo żyje, was wcale nie obchodzi.
Czyż temat mych traktatów nie ważny jest w tym świecie.
A może to wy jako dusze płoche wciąż jesteście za młodzi.
Może mój język wam nieznany, a tematy nudne.
Te nawoływania do poznania, doskonalenia i medytacji.
Gdy wam intrygi dworskie w głowie, lub gwarem bale ludne.
W amoku płytkich żali, wypowiadacie monologi bez racji.
Alkoholu rzeka ze strumieniem żałosnych plotek się miesza.
Usprawiedliwiacie siebie na nieobecnych dookoła kalumnie rzucając.
W sobie podobnym słuchaczu, sędziego znajdując co ciebie rozgrzesza.
Z zazdrości prawa i chwałę lepszym i większym od siebie odbierając.
Mnie też nic nie rozgrzesza za słuchanie pijackiego bełkotu.
Lecz karę już otrzymałem na swej drodze się zatrzymując.
Choć drażniły mnie plotki i powtarzane tysięczne żarty bez polotu.
Winnym się nie sprzeciwiając, bezwiednie temu przyklaskując.
I jak na scenie zdradę i oszczerstwo, tylko jako akt sztuki rozumiałem.
Po trudach dążąc do celu, co miał się sam tak uświęcić.
Jako adwokat diabła tych tylko co chcą mi szkodzić potępiałem.
Poszkodowanych i słabych w imię wyższych racji móc zawsze poświęcić.
Wtedy jak Gilgamesza czy Orfeusza, w ciemne piekła wstępując ostępy.
Bez obawy jego złudną rozpustą mogłem się również skalać.
Nie jako zło ale słabość chuci odbierając te nasze występy.
W najciemniejszej jaskini, promień światła widzieć sobie pozwalając.
W reinkarnacji nie chwały poprzednich szukałem wcieleń.
Nie pychę w utopii tego kim się już nie jest, nie rywalizacji.
Grobie zimnym umarłej przeszłości, lecz widząc wiosennej nadziei zieleń.
Ambrozji lekarstwo na teraz i przyszłości życie bliższe racji.
Bez donkiszoterii co swej Dulcynei szuka niby rycerz przeklęty.
Oczekując hołdów wyblakłych tiar, królów, papieskich tronów.
Ale by błędów przerwać kilkuset letni krąg zaklęty.
Żeby oszczędzić sobie porażki, bólu i nie potrzebnych zgonów.
To jest cenna nauka i na kiedyś wspaniałe ostrzeżenie.
A zrozumiałem to dzięki wam, moi panowie i zacne damy.
Więc z mych ust więcej już nie padnie na was oskarżenie.
Mam nadzieje że w podobnych okolicznościach już się nie spotkamy.

PIRAEUS 2006
Powrót do góry
Bogusław
Gość





PostWysłany: Czw 12:49, 28 Paź 2010    Temat postu:

Eriku, powiem Tobie iż miałem wiele razy takie doznania, głównie w śnie, czasem na jawie. Powiem jedno, w każdym ze wcieleń mamy te samą twarz. Kiedyś miałem sen, późne średniowiecze, stoję ukryty w tłumie, zakapturzony by mnie nie rozpoznano, patrzę na środku tłumu jest stos, na nim ma przyjaciółka, niewysoka brunetka, stos jest podpalany, większa część tłumu płacze, ona dumnie znosi cierpienia, ja sam płaczę, w końcu razem walczyliśmy pod sztandarem Fluer do Lille... Tą samą kobietę spotkałem w tym życiu. Rok temu wyjechałem na samotny urlop, którego zakończeniem było kupienie pieska dla mej matki. Przez kilka dni zwiedzałem, na ostatnią noc trafiłem do tej miejscowości gdzie miała się dokonać transakcja. Miałem sen... pustynia, okres starożytności widzę na niej piękną kobietę, od której bije światło, jest ubrana w strój z basenu morza śródziemnego koloru białego, niebieskiego i jasnej czerwieni... na rano spotykam tę dziewczynę. Jakiś czas potem sam z siebie, nieświadomie mówię jej iż szukałem jej od 2 tys. lat... Potem były zawirowania między nami, ale dalej utrzymujemy bliski kontakt, co będzie później, zobaczymy. Od jakiegoś czasu oglądałem obrazu pewnego człowieka, najbardziej znanego na świecie. W myślach sobie mówię, jego twarz jest bardzo zniekształcona, miał gdzieś 175 cm wzrostu(po obojgu rodzicach), nos większy o szlachetnym kanciastym zakończeniu(po matce), oczy lekko skośne(po obojgu rodzicach), niebieskie(po ojcu), a włosy lekko falowane(po matce), brunet(po obojgu rodzicach) - dziwne. Innym razem miałem sen odnośnie krucjaty pierwszej. Dowodziłem częścią armii, w myślach mówiłem sobie iż wracam do domu, niestety z ostatnich bitew poprzedzających dojście do Jerozolimy zginąłem. Znajoma mówiła, że widziała mnie w każdym z jej wcieleń, raz widziała, jak mnie ścinali we Francji. Ja jej powiedziałem iż wypaczyli ją w Nowym Testamencie, z kobiety zrobiono anioła o imieniu męskim, czemu to powiedziałem? PODŚWIADOMOŚĆ. Po 10 kwietnia ona powiedziała, że strasznie przegiąłem, a ja jej na to trudno, już taki mój los, że ledwie umrę to się znowu rodzę - też to powiedziała ma podświadomość.
Zastanawiają mnie różne fobie u ludzi, u zwierząt, np. miałem lęk wysokości, który zwalczyłem, czy to można podciągnąć me poprzednie życie skończyło się upadkiem z wysokości? Może, to samo z psami. Kupiłem sobie rok ponad temu jamnika - HUGO i wiem, że to wrócił do mnie pod 13 latach mój jamnik Kajtek. Patrzę na zdjęcia i stwierdzam te samo spojrzenie, podobnie się bawi, obraża i wybredny o jedzenie. Niedawno dostałem, musiałem zabrać od mej przyjaciółki malutką jamniczkę, w drodze powrotnej miałem przygodę w wawie, dwóch naćpanych policjantów zrobiło wielki dym i zatrzymali mnie wraz z małym pieskiem, skuli w kajdanki i zabrali na komisariat bielański za niby rozmowę przez tel. w czasie jazdy. Gdy przyjechałem do domu zauważyłem iż Mija świetnie czuje okolicę i mieszkanie matki. Obejrzałem zdjęcia Fugi, zmarłej rok temu w maju i patrzę mordka ta sama, tamta była ruda, a ta jest czarna. Fuga miała śmieszny gest prawą łapką, Mija robi to samo.
Kiedyś spotykałem się z pewną dziewczyną, przy rozstaniu powiedziałem jej z podświadomości, że byliśmy parą w wielu wcieleniach, praktycznie w większości, ale w tym nie będziemy. Później doszło do mnie, że w tamtych wcieleniach nie byłem szczęśliwy z tą kobietą taka oszukiwana miłość.
Mam wrażenie od zawsze, że coś mam zrobić dla innych. Wiele razy mówię, Effko pamiętasz, że podróżuje z północy na południe by pokazać ludziom jak żyć, albo mówię, że dano mi rozum bym myślał, dano mi usta bym mówił, lecz ludzie mają uszy zalepione woskiem, a na oczach bielmo.
Powrót do góry
Bogusław
Gość





PostWysłany: Czw 12:53, 28 Paź 2010    Temat postu:

Dodam jeszcze, że mam w myślach, że muszę jechać do Jeruzalem samochodem z Gdańska.
Powrót do góry
Erik
Gość





PostWysłany: Czw 14:23, 28 Paź 2010    Temat postu:

Bogusławie: Joanna jest jakby moim patronem, chciałem tutaj wkleić jeden z moich obrazów ale nie umiem. Czemu mówisz, że podróżujesz z północy na południe by pokazać ludziom jak żyć? U mnie jest jeszcze noc ale później coś napiszę. Erik
Powrót do góry
Erik
Gość





PostWysłany: Czw 15:07, 28 Paź 2010    Temat postu:

Bogusławie: Musiałem coś napisać Ilonie, ale wracając do twego snu- wizji, Niewinem czy wiesz że na sztandarze Joanny oprócz złotych lilii Boga i dwóch aniołów był też napis „Jhesus Maria” i nie chodziło tam o syna i matkę, ale o męża i żonę. Jej kompanem był Rene d’ Anjou przyjaciel i dowódca jej wojsk do którego miała powiedzieć: „Nie ma tutaj nikogo innego, komu mogłabym całkowicie zaufać”. Ale teraz już idę spać. Erik
Powrót do góry
Bogusław
Gość





PostWysłany: Czw 15:48, 28 Paź 2010    Temat postu:

Bo na południu są ludzie prawi.
Powrót do góry
Erik
Gość





PostWysłany: Czw 18:09, 28 Paź 2010    Temat postu:

Tak wiem, mieszkałem jakiś czas w Brnie, Budapeszcie, Paryżu i pod Rzymem we Włoskiej prowincji Lazio. O, dopiero teraz sobie uświadomiłem, że odbyłem coś w rodzaju pielgrzymki, tak coś pomiędzy żydowskimi i chrześcijańskimi zasadami Kabały, a chrześcijańską ezoteryką i mistyką. Ale tak zgadzam się z tobą, że na południu ludzie są pogodniejsi, chyba to zależy od Słońca. Przyznam się jednak, że mieszkając we Włoszech nie traktowałem poważnie ich wesołości i pogody ducha, w sumie teraz tego żałuję mogłem zamiast się na nich wkurzać weselić się razem z nimi. A co do twoich odczuć odnośnie ewentualnych poprzednich żyć, jest to naprawdę ciekawe. Mimo, że teraz znam takich scenariuszy dosyć dużo nadal próbuję zgłębić ich sens. Nie wiem na ile to może być jakiś hologram czy odgrywanie gotowych scenariuszy z Kroniki Akaszy lub pola Sheldrake'a. Choć z innej strony chciałbym, aby wiedza o reinkarnacji stała się kiedyś codzienną rzeczywistością. Ale muszę już iść, pozdrawiam Erik.
Powrót do góry
Erik



Dołączył: 29 Paź 2010
Posty: 98
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 19:42, 30 Paź 2010    Temat postu:

Przepowiednie się nie spełniają, są one nieustannie spełniane prze nieświadome tego osoby. To trzeba obejrzeć:
[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość






PostWysłany: Pią 11:07, 05 Lis 2010    Temat postu:

Oryginalna mądrość indyjska — wedyjska myśl — jest monistyczna, czyli wszystko co istnieje traktuje jako jedność, która jest Bogiem. Jest to zarazem myśl panteistyczna. Wielbiąc Bhagawata, Boga Nieosobowego, hinduista nie neguje zasadności wiary w istnienie bogów osobowych, lecz uważa taką postawę za „niższy” stopień wtajemniczenia religijnego, „wstępny” szczebel wiedzy religijnej. Bóg jest pojmowany jako energia rozproszona w różnej proporcji. […] Ta rozproszona energia dąży do scalenia i utworzenia na nowo jednej wielkiej mocy kosmicznej. Taki jest właśnie zasadniczy kierunek reinkarnacji. Droga poprzez kołowrót wcieleń wiedzie nieuchronnie ku uniwersalnej Jedni55.[…]
Koncepcja ta wpisuje człowieka w otaczający go świat jako jeden z elementów Wszechświata. Historia wraz z losem człowieka toczą się same. Człowiek nie powinien dążyć do podporządkowywania sobie przyrody. Mądrość chińska uczy: „Kto zna działanie przyrody, ten żyje z nią w zgodzie” i „Kto chce opanować świat zewnętrzny, zostaje opanowany przez otoczenie”56.
Przejście, w łańcuchu reinkarnacji, przez wcielenia roślinne, zwierzęce i ludzkie, stwarza szczególną więź i rzeczywistą jedność człowieka z przyrodą i między ludźmi. Stąd niedaleko do politycznych twierdzeń na temat uniwersalizmu, jako nadrzędnej zasady kształtującej świat.
Panteizm, chociaż nie jest ostatecznym szczeblem rozwoju religii, przedstawia w gruncie rzeczy stałą naturalną skłonność umysłu ludzkiego; stały zwykły poziom, poniżej którego spada czasem człowiek (...), lecz ponad który nie może się nigdy wznieść o swych własnych siłach. (...) Panteizm jest postawą, którą umysł ludzki pozostawiony samemu sobie znajdzie automatycznie. Nic dziwnego, że mówimy o pokrewieństwie. Jeśli „religia” znaczy tylko to, co człowiek mówi o Bogu, a nie to, co Bóg mówi o człowieku, to panteizm niemal jest religią. A „religia” w tym znaczeniu ma na dalszą metę tylko jednego przeciwnika, a mianowicie chrześcijaństwo. Filozofia nowożytna (...), nauka nowożytna (...) okazały się zupełnie bezsilne w powściągnięciu popędu człowieka do panteizmu (...). Mimo to jednak każdy nowy powrót do tej odwiecznej „religii” jest witany jako ostatni wyraz nowości i emancypacji”61.
Przykładem współczesnego zwycięstwa panteizmu w Europie, a także szeroko poza jej granicami, jest New Age. Posiada on również swoją, polityczną wizję „nowego świata”. Jak twierdzi C. Constance, w książce wydanej w 1986 r., ostatecznym jego celem jest całkowita kontrola nad światem poprzez postulowanie „rozwiązania lub zniszczenia indywidualnych państw i poszczególnych narodów w imię pokoju i bezpieczeństwa”. Elementami, które zbliżają świat do realizacji tego celu mają być m.in.: ogólnoświatowy system kart kredytowych, światowa władza kontrolująca zaopatrzenie w żywność, ogólnoświatowy system podatkowy, kontrola biologicznej populacji i chorób oraz obowiązek poddania osobistego życia ogólnoświatowemu zarządowi. Stąd też powiązanie New Age z wybitnymi organizacjami międzynarodowymi, takimi jak: ONZ, UNESCO, Światowa Rada Kościołów, Klub Rzymski, Fundacja Rockefellera, Fundacja Forda czy masoneria.
Grupy polityczne ruchu New Age pracują jako lobby na poziomie federalnym i stanowym mając na celu wprowadzenie zmian, które przyniosą korzyść ruchowi. Grupa znana jako Lucis Trust posiada swoją siedzibę w budynku Narodów Zjednoczonych w Nowym Jorku. Inne organizacje, takie jak np. Planetary Citizens, postrzegane jako nieszkodliwe grupy pracujące dla ogólnoświatowego pokoju, w rzeczywistości za cel swego działania przyjmują stworzenie ogólnoświatowego rządu62.
Pod zwierzchnictwem ONZ pozostaje również Światowy Uniwersytet Duchowy Córek Brahmy, propagujący raja-yogę. Zasadniczym programem społeczno-politycznym tego ośrodka jest zlikwidowanie różnic, które dzielą ludzkość na odrębne wspólnoty religijne, językowe i narodowościowe63.
Dla kultywowania uniwersalnej religii powstała idea założenia ośrodka wychowania grupy społecznej, która byłaby „zalążkiem nowej ludzkości”. Rolę takiego ośrodka spełniał aśram „Auroville”, założony jeszcze w latach międzywojennych w Pondicherry, w kolonii francuskiej, który później postanowiono rozbudować na szeroką skalę jako „Miasto Brzasku” lub „Miasto Przyszłości”. Auroville miało być, według jego statutu, „międzynarodową oficjalną enklawą”. Projekt rozbudowy tego miasta i jego dofinansowania, na wniosek Francji i ZSRR, w roku 1968 podjęło się ONZ64.
Społeczność aśramu Auroville, zgodnie z wiarą w reinkarnację i wynikającym z niej podziałem kastowym, podzielono na „wyższych” i „niższych”. Już na tym przykładzie widać, że uniwersalizm polityczny nie tylko nie znosi nierówności i niesprawiedliwości społecznej, lecz je pogłębia i uzasadnia. Odwołuje się przy tym do myśli Wschodu, wraz z jej teorią reinkarnacji.
Idee uniwersalizmu politycznego unikają kłopotliwego pytania: jakie kryteria przyjąć, aby kogoś poznać na tyle, by mu oddać władzę nad światem? Czy miarą ma być długość drogi przebytej w kołowrocie wcieleń?
Istota koncepcji reinkarnacji, jak i konsekwencje społeczne, które z niej wynikają, w sposób wyraźny i jednoznaczny wskazują nie tylko na różnice, ale i na przeciwieństwo tej teorii wobec całości myśli chrześcijańskiej.
Psychologiczna charakterystyka uczestników współczesnych ruchów religijnych wyrastających z idei hinduizmu, buddyzmu i taoizmu, zadziwia podkreśleniem trzech istotnych cech: ponadprzeciętnym wzrostem poziomu narcyzmu, który zależy od długości stażu uczestnictwa w danym kulcie; obniżonym poziomem poczucia sensu życia i zwyżkującym poziomem niepokoju.
Niektórzy psycholodzy, analizując wzrost cech narcystycznych uczestników tego typu ruchów kultowych, wskazują na duże znaczenie, przy kształtowaniu się tego typu postaw, idei reikarnacyjnych.

Ann B. Johnson (1977) wymienia, jako istotne, następujące poziomy współzależności pomiędzy cechami narcyzmu a niektórymi cechami uczestników „wschodnich” ruchów kultowych:
1. Totalne zaabsorbowanie sobą;
2. Wiara we wszechmoc podejmowanych działań, dlatego że wypływają one z własnego nadzwyczajnego „ja”;
3. Przekonanie o wyższości „sił duchowych” i możliwości sprawowania nad nimi kontroli;
4. Dziecięce próby powiększenia „siebie” poprzez przyjmowanie koncepcji wielokrotności wcieleń;
5. Ochrona swego rozbudowanego narcyzmu we własnym, stworzonym przez siebie świecie wierzeń i przekonań1.

Reinkarnacja zajmuje bardzo ważne miejsce w „psychoterapii” religijnej we współczesnych ruchach kultowych. Utrwala narcystyczne postawy wobec życia: rozwijając iluzję własnej wszechpotęgi i zwalniając z wszelkiej odpowiedzialności za los innych.
Współczesny New Age czerpie swoją wizję „nadczłowieka” z hinduistycznej koncepcji świata. Teoretycy ruchu twierdzą więc, że „wszystko jest jednością”, wszystko — cokolwiek istnieje — składa się z jednej i tej samej rzeczywistości. Ta Ostateczna Rzeczywistość nie stanowi ani martwej materii (jak twierdzili materialiści), ani nieświadomej energii, lecz jest „byciem, świadomością i błogością”. Jest to zarazem hinduski opis boga.
Jeżeli wszystko, cokolwiek istnieje, jest „byciem, świadomością i błogością”, to znaczy wszystko jest bogiem. Każdy element kosmosu jest bogiem. Ludzie, jako część „wszystkiego, co jest”, też są bogiem, nabierają bowiem cech boskich. Nie ma różnicy między człowiekiem, zwierzęciem, a rośliną czy kamieniem. Wszystko to bowiem stanowi część trwającej rzeczywistości, która nie ma granic ani wyraźnych podziałów. Ludzie mogą być oddzieleni od swojej boskości wyłącznie w swojej świadomości. Nie wiedzą, że są bogami. Aby dojrzeć, powinni przestawić swoją świadomość i wówczas doświadczą jedności z tym, co boskie. Niektórzy już jednak zostali „oświeceni” tą niezwykłą świadomością i dlatego godni są boskiej czci. Buddyzm zaprzecza możliwości zrozumienia świata przez umysł, który nie doznał oświecenia3.

Jezus Chrystus był, jak twierdzą „wyznawcy” New Age, bogiem takim, jak każdy inny człowiek. Różnica zasadnicza między Nim a innymi ludźmi polega tylko na tym, że On zrozumiał i objawił Swoją boskość bardziej niż ktokolwiek inny. „Uświadomienie” ludziom ich „boskości” jest konieczne, by świadomie podjęli oni drogę wiodącą poprzez „kołowrót istnień” ku złączeniu się z „Absolutem”, w nirwanie.

Doktor C.M. Pierce, profesor na wydziale oświaty w Uniwersytecie w Harvardzie, w swym wykładzie do nauczycieli w roku 1973, podczas seminarium dotyczącego wychowania dzieci, wytyczył cele, jakie powinno realizować szkolnictwo podstawowe: „Każde dziecko w Ameryce, które w wieku lat pięciu zaczyna chodzić do szkoły, jest umysłowo chore, ponieważ przychodzi do szkoły jako niewolnik naszych wielkich przodków, polityków, swoich rodziców, wiary w Nadprzyrodzoną Istotę, suwerenność naszego narodu jako odrębnego bytu. Tylko wy, nauczyciele, możecie uzdrowić te dzieci i uczynić z nich ponadnarodowe dzieci przyszłości”.
Pogląd ten poparła Caryl Matrisciana w 1983r., wypowiedź profesora zacytowała w swej książce Gods of the New Age („Bogowie Nowej Epoki”).
Tą samą ideę rozwinęła doktor Beverly Galyean, także zajmująca się oświatą. Zaproponowała ona tzw. „nauczanie łączone”, które zostało wprowadzone w 38 okręgach, obejmujących szkolnictwo prywatne, w południowej Kalifornii. W jej programie znalazły się m.in. następujące przedmioty: sterowanie wyobraźnią, joga i biologiczne sprzężenie zwrotne. Ich celem jest „zapoznanie dzieci z Wyższym Ja, które pomoże im podejmować decyzje oraz rozpoznawać prawdę i dobro”. Swoją filozofię nauczania autorka programu sformułowała w sposób następujący: „Gdy zrozumiemy, że wszyscy jesteśmy bogiem, że mamy przymioty boskie, wtedy jedynym celem ludzkiego życia będzie odzyskanie w nas samych podobieństwa do Boga, czyli: doskonałej miłości, doskonałej mądrości, doskonałego pojmowania, doskonałej inteligencji, a kiedy wszystko to już osiągniemy, odzyskamy odwieczną zasadę jedności, jaką jest świadomość. Całą moją filozofię nauczania opieram na tej właśnie idei” 5.

Jeżeli człowiek jest bogiem, to znaczy, że on ma prawo wyznaczać granice dobra i zła, decydować o całym świecie, a poza nim nie ma zbawienia — musi więc być samowystarczalny — stąd newageowska idea samozbawienia. Ci, którzy są „oświeceni”, a więc tkwi w nich już boska świadomość, są nieograniczeni żadnym prawem, normą, zasadą. W ten sposób odrodziła się na fali wiary w reinkarnację współczesna gnoza, która uzależnia „zbawienie” od człowieka i czyni z niego „nowego boga”6.

Warto jednak zauważyć, iż Carl Jung, badacz i znawca duchowości Wschodu, stwierdził, że „słowo «umysł» na Wschodzie zawsze ma sens metafizyczny (...), to co Wschód nazywa «umysłem», więcej ma wspólnego z «nieświadomością» niż z umysłem w naszym rozumieniu, które w większym lub mniejszym stopniu utożsamia umysł ze świadomością”10.
W dochodzeniu do „świadomości” samego siebie i świata niektóre kierunki buddyzmu stosują ćwiczenia metapsychiczne. W nadziei dotarcia do „pradżnia” — centrum uaktywniającego boską świadomość — uczniowie odzierają swoje doznania, słowa, gesty z wszelkiego sensu. Dotarcie do „pradżnia” prowadziło do satori, czyli całkowitego uwolnienia duchowej intuicji spod władzy intelektu, co uaktywniało mechanizmy podświadomości, które niekiedy realizowały niepoczytalny kierunek działania11.

W buddyzmie tantrycznym, wadżarajanie, praktyki „dochodzenia do wiedzy” przybierały często bardzo wynaturzoną postać. Arthur L. Basham twierdzi, że: „Medytacje wadżarajany miały charakter zdecydowanie psychopatyczny. Ich uczestnik mógł się wprowadzić w stan tak głębokiej hipnozy, iż wyobrażał sobie, że się powtórnie narodził z łona Tary, aby zabić swego ojca Buddhę i zająć jego miejsce. Przez stosunek seksualny z uczestniczącą w obrzędzie kobietą mógł się stać Buddhą, a ona Tarą — a nawet on sam mógł się stać Tarą. W obrzędach seksualnych tantrycznego buddyzmu anulowano wszelkie rodzaje tabu. Dozwolone było nawet kazirodztwo, gdyż to, co było grzechem dla człowieka pogrążonego w niewiedzy, stawało się cnotą dla wtajemniczonego. Podczas tantrycznych sabatów pito alkohol, spożywano mięso, zabijano zwierzęta, a czasem nawet istoty ludzkie — dozwolone były wszelkie występki, jakie tylko można sobie wyobrazić. Wszystko to jednak dokonywało się pod ścisłą kontrolą i dostępne było tylko dla ludzi wtajemniczonych w święte obrzędy”12.
Relatywizm etyczny, etyka dla „oświeconych” i „nieuświadomionych” zamazywała granice dobra i zła. Z tym także łączył się moralny wymóg poddania swej woli prawu dotyczącemu odpowiedniego sposobu bytowania.

Wiara w reinkarnację znosi wolność woli człowieka, a z tym także jego odpowiedzialność. Nikt nie jest przecież odpowiedzialny za szczebel inkarnacji, do której przynależy, a od czego zależy jego wartość moralna. Uznanie wolności jest bowiem zarazem wzięciem odpowiedzialności za źródło zła na świecie13.

Im więcej wiary w reinkarnację, tym bliżej do ideału etycznego, jakim jest „paraliż duchowy”. Mglista praistność brahmy nie dotyczy w niczym realnego życia ziemskiego, ani też nie wpływa na jego charakter, jest zdolna wywołać jedynie bierność.
Etyka hinajany ogranicza się do ascetycznej samotności, całkowitego zerwania z życiem świeckim. Cnota życzliwości (maitri) jest życzliwością obojętną i bierną, a współczucie (karuna) — bez uczuciowego zaangażowania i bez dostrzegania problemów społecznych i potrzeb drugiego człowieka. Jedynym ideałem życia jest osiągnięcie pokoju, błogostanu, samouszczęśliwienie bez świadomości realnego istnienia czegokolwiek poza własną jaźnią. Zasada, by się nie sprzeciwiać złu, ma genezę hinduską. Cnotliwym jest ten, kto się pogrąża w biernej cnotliwości14.

Przyjmując reinkarnację człowiek pozbawia się pojęcia grzechu, odrzuca sankcję moralną związaną z jego działaniem, traci poczucie sprawiedliwości i rozeznanie dobra i zła, które zależy od poziomu bytowania, stopnia oświecenia i epoki, w której żyje. W sposób mechanistyczny dąży naprzód poddając się biernie rozpędzonemu „kołowrotowi wcieleń”16.

Riane Eisler, jeden ze współczesnych teoretyków New Age, twierdzi, że „energia duchowa jest tym samym, co siła życiowa. Nasza energia duchowa jest całkowicie i blisko związana z energią seksualną, która ma związek z sercem i miłością oraz siłą życiową. Umiejętność wyrażania miłości poprzez seks jest prawdopodobnie jednym z najważniejszych doświadczeń Boga jakie istnieją”. W taki sposób starożytna, pogańska, „sakralna prostutucja”, nabrała nowoczesnego, „naukowego” uzasadnienia17.

We współczesnych Indiach bardzo często ofiarami przemocy i niesprawiedliwości, związanej z kultem religijnym, stają się kobiety, dzieci lub starcy. Najbardziej szokujące czyny, jak skrytobójstwo, ofiary z dzieci, okaleczenie ich ciała dla lepszego przygotowania do pełnienia dharmy żebraka, np. pozbawianie ich oczu, rąk, nogi itp. (im bowiem większe kalectwo, tym większe „powodzenie” żebraka), przeznaczanie dziewczynek, czasem przed ukończeniem piątego roku życia, do sakralnej prostytucji, rabunki, oszustwa, pogardliwe traktowanie niższych kast i pracy fizycznej, grzechy sodomskie itp. sankcjonowane są prawem opartym na pismach uznawanych dawnej za święte18.
Reinkarnacja stwarza w konsekwencji społeczeństwo podzielone na ściśle zamknięte kasty, a każda z nich ma własną, odrębną historię i swoje przeznaczenie.
Skoro dusza przyjęła ciało człowieka urodzonego w wyższej warstwie społecznej, lub żyjącego w lepszych warunkach, to ma wyższe i lepsze cechy (guny), które ją do tego predestynowały. Stąd można ustalić hierarchię ludzkich gatunków, zwanych warnami. „Warna”, kolor, jest tradycyjnym terminem sanskryckim oznaczającym kastę i wielokrotnie pojawia się w „Rygwedzie”.
Najwyższe miejsce zajęli bramini (kapłani), zwani warną białą, gdyż ich guną — cechą ich duszy — miała być światłość i mądrość, co określano jednym słowem „satwa” (jasność). Odpowiednio do przypisanego im charakteru duszy mieli oni dharmę (obowiązki) utrzymywania łączności pomiędzy rzeczywistością widzialną i niewidzialną, którą widzą dzięki swej światłości. Dharmę tę pełnili przez przepowiadanie przyszłości (astrologia, wróżbiarstwo), szerzenie oświaty (m.in. wiedzy przyrodniczej, medycznej i filozoficzno-religijnej, interpretowanie prawa dharmy) oraz spełnianie ofiar, które miały wpływać na ukierunkowanie działania mocy kosmicznej dla osiągnięcia zamierzonych skutków, jak urodzaje, zdrowie, pomyślność. Znak swastyki symbolizował ich moc nad czterema kierunkami wszechświata.
Drugą kategorią ludzi byli władcy i rycerstwo — warna czerwona, zwana kszatrijami. Ich duchowość miała cechę (guna) gniewu — „radża”, uzdalniającą do rządzenia, przewodzenia i waleczności. Ich dharmą była troska o państwo, strzeżenie bezpieczeństwa kraju oraz dobytku podwładnych. W tych celach mieli oni prawo prowadzenia wojny i zabijania przeciwników. Dla dodania sobie bojowego animuszu mogli pić napoje podniecające (jak „soma” lub „rasa”). Święte księgi opisują, jak groźny i szalony był Śiwa upojony somą, zaś, jak Kryszna — awatara Wisznu — pod wpływem rasy miał zwiększoną moc do miłosnych „figlów”, urządzanych z pasterkami (gopi) w zaroślach nad brzegiem świętej rzeki.
Niższą warstwą ludności byli wajśjowie — warna żółta, których guną miała być przedsiębiorczość, spryt, a ich dharmą — produkcja i zaopatrzenie społeczeństwa w dobra materialne przez prowadzenie rolnictwa, przemysłu i handlu. Ta grupa miała najmniej uściślone przepisy odnośnie do postępowania i odżywiania się.
Najniższą warstwą społeczną byli siudrowie — warna czarna, której guną ma być nieczystość i ciemnota („tamas”). Ci ludzie mieli być więc niezdolni do jakiejkolwiek odpowiedzialności i poznania intelektualnego. Ich dharmą była więc posługa oraz fizyczna, zlecona praca, wykonywana pod nadzorem osób z kasty wyższej25.
Obok czterech głównych kast całe społeczeństwo hinduskie dzieli się na około trzy tysiące podkast. Poniżej najniższej kasty, siudrów, znajduje się w Indiach jeszcze około 50 milionów „nietykalnych”, czyli pariasów, uważanych za nieczystych i w związku z tym wykonujących tzw. „nieczyste” zawody, jak zamiatanie ulic, czyszczenie ustępów, oprawców itp.26.
Poczucie wyższości fizyczno-duchowej, związane z odpowiednim wcieleniem, doprowadziło do rasizmu i dyskryminacji warstw niższych. Wiązało się to m.in. z zakazem spotykania się na jednym terenie, przebywania w jednym pomieszczeniu, używania tych samych naczyń, wspólnego kultu w jednej świątyni itp. Warstwy wyższe miały również zakaz dotykania siudrów, tak jak dotykania padliny. Za nieuszanowanie zasady izolacji „nieczystych” od „jaśniejąco czystych”, siudrowie byli karani chłostą, a bardziej opornych likwidowano w tajemniczy sposób. Zaś „jaśniejący”, „zanieczyszczony” takim kontaktem, poddawany był rytualnym oczyszczeniom. Uzasadnienie przyczyny poniżenia i cierpienia jednych, a dobrobytu i wyróżniania innych, podawano w nauce o karmie i reinkarnacji. Dusza, obciążona karmą, przyjmuje takie ciało, na jakie zasłużyła i do jakiego usposobiły ją czyny w poprzednim wcieleniu. Dopóki nie spełni ona funkcji, dla jakiej zaistniała w materialnej formie, będzie musiała przechodzić z jednego ciała w drugie, aż po spełnienu swej dharmy stanie się całkowicie świetlista i przyjmie wówczas ciało bramina. Dopiero po śmierci bramińskiego ciała, uwolniona od wszelkiej materialnej formy, może się zlać z czystym Absolutem (Brahmanem, Om, Atmanem)27.
Kastowy schemat społeczeństwa został również przyjęty przez New Age. Człowieka może cechować, twierdzą zwolennicy nowej gnozy, dominacja jednego z trzech elementów, które go konstytuują. A są to: duch (wyższy pierwiastek duchowy — pneuma), psyche (niższy pierwiastek duchowy) oraz materia — ciało (hyle). Stąd ludzie dzielą się na: pneumatyków (nieśmiertelni z natury, „magowie”, „illuminiści”), psychików (również nieliczni, „wybrane narody”, uprzywilejowane grupy społeczne) oraz hylików (pozostała masa ludzkości — ludzie ciała, nie mają ducha, są skazani na śmierć jak zwierzęta, i dlatego należy ich pouczać o ich własnej prawdzie: że nie ma duszy i nieśmiertelności. A także wszczepiać im materializm i ateizm).
Podział ten przypomina kastowy ustrój Indii, ową specyficzną odmianę „rasizmu”, w którym linia podziału biegnie nie według rasy czy narodowości, lecz „oświecenia”34.
W 1989 r. A. Allaud w swej książce Początki tajemne nazizmu oraz G. Galli w Hitler i nazizm magiczny, przedstawili ciekawą hipotezę. Twierdzą, że zjawisko hitleryzmu należy tłumaczyć głębokim wpływem swoistej doktryny ezoterycznej, a nie szaleństwem Hitlera. Na procesie przywódców nazistowskich w Norymberdze (1945—1946 r.) Alfred Rosenberg, czołowy ideolog hitlerowski, zeznawał: „Thüle? Ależ wszystko wyszło stamtąd! Pouczenie tajne, któreśmy mogli stamtąd zaczerpnąć, pomogło nam więcej w dojściu do władzy niż dywizje SA i SS. Ludzie, którzy założyli to stowarzyszenie, byli prawdziwymi magami”.
Stowarzyszenie Thüle to jedno z niezliczonych rozgałęzień masonerii. Jak twierdzi G. Galli: „znajdowało się tam po trosze wszystko: gnoza rasistowska, snobizm kierowniczych klas europejskich oddanych kultom ezoterycznym (tajemnym), obecność służb tajnych i potężnych lobby (związków) finansowych, łajdacy i prawdziwi magowie okultystyczni”38.
Stowarzyszenie Thüle powstało w 1918 r. jako filia masonerii staropruskiej, w szczególności jej Zakonu Germanów. Przyjęło za symbol swastykę. Wśród jego 1500 członków znajdowali się m.in. Hitler, Hess, Himmler, Rosenberg, Frank, Bormann, a więc przywódcy reżimu nazistowskiego. Członkowie Thüle założyli w 1919 r. Partię Robotników, która w rok potem stała się nazistowską partią Hitlera39. Wielki wpływ na dostojników III Rzeszy mieli filozofowie i okultyści, a wśród nich Dietrich Eckart i Guido von List (zm. 1919 r.).
Hermann Göring, marszałek Rzeszy, uzależniony od morfiny, w swej ziemskiej posiadłości w Karinhall próbował odtworzyć świetność pałaców starożytnego Rzymu. Przed karierą polityczną u boku Hitlera był kilkakrotnie przymusowo osadzany w zakładach dla umysłwo chorych, gdzie określano go jako człowieka niebezpiecznego dla społeczeństwa.
Rudolf Hess w wyniku kabały postawionej przez astrologów udał się do Anglii w celu podjęcia pertraktacji z Brytyjczykami. Po jego nieudanej misji nastąpiła masowa seria aresztowań pośród „mistyków”. W The Labyrinth, wspomnieniach Waltera Schellenberga, oficera niemieckiego wywiadu, najbliższego adiutanta Himmlera, czytamy m. in.: „Zdumiewające, jak Hess z całkowitym przekonaniem fanatyka czy szaleńca, wierzył w stare przepowiednie i niezwykłe objawienia. Potrafił recytować urywki z ksiąg przepowiedni Nostradamusa i innych, których nie pamiętam. Poza tym wierzył w stare horoskopy, dotyczące jego samego, a także losów jego rodziny i Niemiec”.
Heinrich Himmler był nekromantą — niejednokrotnie przy podejmowaniu decyzji „radził się” duchów zmarłych szlachciców niemieckich. Sam uważał się za wcielenie średniowiecznego króla Henryka I (Ptasznika), który miał kierować jego postępowaniem. W swoim zamku w Wewelsburgu (Westfalia) próbował odtworzyć zamek św. Graala. Powołał krąg medytacyjny skupiony wokół okrągłego stołu, stworzył armię mnichów — wojowników oraz organizację zajmującą się tropieniem reliktów pogańskich i chrześcijańskich. Jedna z tajemnych organizacji — Ahnenerbe (Dziedzictwo Przodków) — poszukiwała takich przedmiotów, jak Święty Graal, Arka Przymierza, czy Całun Turyński. Przy umieszczonym na szczycie zamku Himmlera dębowym stole mogło zasiąść 12„rycerzy”. Na każdym z miejsc wyryto w srebrze imię rycerza SS. Jak podają autorzy The Messianic Legacy (M. Baigent, R. Leigh, H. Lincoln), Himmler zachęcał SS-manów do płodzenia dzieci na płytach nagrobnych, przekonany, że w ten sposób duchy zmarłych pokierują losem SS-mańskich dzieci40.
Hitler, pod wpływem D. Eckarta, wierzył w tajemny spisek żydowski. Wspólnie wydali nawet broszurę pt. Der Bolschewismus von Moses bis Lenin. Ludobójstwo Żydów, jak twierdzą niektórzy badacze, miało charakter „ofiary rytualnej”, której domagała się doktryna ezoteryczna wyznawana m.in. przez Hitlera. Według Hermanna Rauschninga, wysokiego urzędnika hitlerowskiego, Hitler przez pewien czas wierzył, że kontaktuje się z demonami. Jego lekarz, Ernst Schenck, mówił o nim jako o „żywym trupie, umarłej duszy” („American Medical News”, 11 X 1985 r.).
W rozmowach z byłym gubernatorem Gdańska, Hermannem Rauschningiem, Hitler mówił o idei Nadczłowieka: „Człowiek staje się Bogiem. Taki jest w uproszczeniu sens. Człowiek jest stającym się Bogiem. Człowiek bezustannie musi wykraczać poza granice samego siebe. Jeśli tylko przystanie i odizoluje się, to zmarnieje i upadnie poniżej progu człowieczeństwa. Stanie się półzwierzęciem. Bogowie i zwierzęta, tak dzisiaj jawi się nam świat. I jakże elementarnie proste staje się wszystko. Czy podejmuję decyzję w polityce, czy wprowadzam nowy ład do naszego organizmu społecznego, to jest to jedna i ta sama decyzja. Wszystko, co izoluje się od Ruchu, co chce się zatrzymać, co trzyma się starego, wszystko to skarleje i musi upaść. Natomiast wszystko to, co słucha pragłosu człowieka, co oddaje się w służbę wiecznotrwałego ruchu, wszystko to nosi w sobie powołanie do nowego człowieka”41.
Większość autorów nie zaprzecza wpływom okultyzmu na Hitlera i jego najbliższe otoczenie, lecz najczęściej lekceważy je. Trudno dzisiaj ocenić stopień zależności między zagładą milionów ludzi i niemal całkowitym zniszczeniem Europy a okultyzmem. Z pewnością istniał, a w porządek świata na pewien czas wprowadzona została bezsprzecznie „demoniczna siła”42.
Wielu badaczy komunizmu zgodnie stwierdza, że posiadał on wyraźne cechy religii.
Mikołaj Bierdiajew porównywał go do Kościoła, albowiem podejmował on próbę zrealizowania królestwa Bożego na ziemi. Pisał: „Królestwo komunistyczne jest (...) obarczone całością zadań, które należą do kościoła. Kształtuje ono duszę ludzką, zwiastuje jej obowiązujące dogmaty, czuwa nad tym, aby ta dusza oddawała mu cześć nie tylko „jako cesarzowi”, ale także „jako Bogu”. (...) Mamy Mu do czynienia z monizmem społecznym posuniętym do ostateczności, zamykającym w jednym pojęciu państwo, społeczeństwo, kościół”43.
Nadieżda Mandelsztam porównywała marksizm—leninizm do „Kościoła postawionego na głowie”44.
Czesław Miłosz w Zniewolonym umyśle (1953r.) określił komunizm jako logokrację (władzę słowa), a Waldemar Gurian, w rok później, jako ideokrację (władzę idei). Komunizm porównywali do religii m.in. Simone Weil i Raymond Aron, a Alain Besançon porównywał go z gnostycyzmem.
Do cech komunizmu sprawiających, że jest on podobny do gnozy religijnej zaliczano: nadinterpretację historii, moralność wynikającą z doktryny, powrót do statusu wyznawcy poprzez samokrytykę, jednostronną ocenę człowieka ze względu na jego możliwość uczestnictwa w zbawieniu, podział między bojownikami a masami, definicję bojownika jako tego, który posiadł wiedzę i jest ascetycznym profesjonalistą bez potrzeb życiowych oraz dualizm geohistoryczny między rejonami skazanymi a ocalonymi45.
Ellul, autor The New Demons (Nowe demony), jako religijne wymieniał jeszcze: „Mistycyzm, irracjonalizm, partia duchownych, utożsamienie z bogiem, boskie przymioty, itd. oraz dogmatyczny zakaz wszelkich dyskusji, totalitarna kontrola nad wszystkimi czynami i uczuciami aż do wyłączenia wszystkich innych wartości... a nade wszystko głośne mówienie o stworzeniu nowego człowieka wszelkich cnót”46.
Marksizm skonstruował swoistą koncepcję wyzwolenia i zbawienia. Tragiczna sytuacja człowieka określana jest w nim jako jego alienacja, wyobcowanie, odejście od istoty samego siebie. Wyalienowany człowiek potrzebuje wyzwolenia. Tym, co go wyzwala, jest dotąd jeszcze nie zrujnowana klasa społeczna — proletariat. Człowieka może wyzwolić jedynie człowiek, rozumiany jednak koletywnie, jako element grupy społecznej. Środkiem prowadzącym do tego wyzwolenia jest walka klas i rewolucja. Przebudowa struktur społecznych, która umożliwi stworzenie nowego człowieka, dokonuje się ostatecznie przez rewolucję, inicjowaną i realizowaną przez proletariat. Początkowy etap dyktatury proletariatu ma doprowadzić, według interpretacji marksistowskiej, do powstania bezklasowego i sprawiedliwego społeczeństwa. Będzie to trwały, końcowy etap ludzkiej historii, okres pełnego szczęścia dla wszystkich47.
Marksistowska teoria wyzwolenia człowieka zawiera wyraźne elementy szeroko rozumianej soteriologii i pewne podobieństwo do teorii reinkarnacji, zwłaszcza rozumianej jako „reinkarnacja kolektywu”. Ludzkość jako kolektyw jest nieśmiertelna, a jej kolektywnym zbawcą jest proletariat. Indywidualny człowiek podlega marksistowskiemu „prawu dziejowemu”, „nowej karmie”, wobec której jest bezsilny. Marks sformułował w Tezie o Feuerbachu postulat aktywizmu: „Filozofowie rozmaicie tylko interpretowali świat; idzie jednak o to, aby go zmienić”. Jednakże w praktyce życia społecznego doszedł do wniosku, że póki panuje kapitalizm, należy poddać się „niezłomnym prawom” i uznać, że wszystko, co możemy zrobić, to „skracać i łagodzić bóle porodowe” „naturalnych faz jego rozwoju”. Wykluczył przy tym jakikolwiek udział rozumu w kształtowaniu lepszego świata. Głosił ponadto historyczny relatywizm w etyce. Np. są co najmniej dwie idee „sprawiedliwości” (albo „wolności”, czy „równości”): jedna to idea sprawiedliwości klas panujących, a druga — klasy uciskanej. Jeszcze jedna idea zbliża marksizm do teorii reinkarnacji: socjologiczny determinizm. Marks głosił bowiem, że wszystkie nasze przekonania, łącznie z normami moralnymi, są uwarunkowane przez społeczeństwo i stadium jego rozwoju. Są jego wytworami i wytworami określonej sytuacji klasowej48.
Bal Gangadhar Tilak (1856—1920), indyjski myśliciel i działacz polityczny sympatyzujący z socjalizmem i uważany za rewolucjonistę, żywił nadzieję, że klasa robotnicza będzie mogła posłużyć się instrumentem kasty dla obrony swoich praw, podobnie jak w starożytności kasta chroniła swoich członków. Wskazywał na to, że kasty przyczyniły się do ukształtowania pożytecznych standardów społecznych i zakładał bezwzględną dominację kast wyższych. Bez większych problemów więc godził on myśl „rewolucyjną” z tradycyjną, religijną kastowością49.
Myślicieli i polityków indyjskich zaangażowanych w szerzenie socjalistycznych idei było znacznie więcej. Należy do nich zaliczyć m.in. Swami Vivekananda (właściwie Narendranath Dutta, 1863—1902), założyciela Misji Ramakrishny, ujmującego Karma Yogę tradycyjnie, który zapoczątkował na gruncie indyjskim zainteresowanie socjalizmem i stworzył podstawy dla przyszłego programu tzw. socjalizmu indyjskiego; pisarza i ideologa Bankima Chandra Chatterjee (1838—1894); Rabindranatha Tagore (1861—1941), którego uważano za pierwszego niekomunistycznego intelektualistę: potrafił on spojrzeć na Związek Radziecki „obiektywnie, dostrzec tytaniczny wysiłek zmierzający do podniesienia poziomu życia całego społeczeństwa”, czego wyrazem były słynne listy z Rosji. Bliska idei socjalizmu była także Annie Besant (1847—1933), wybrana w 1907 r., po śmierci Olcotta, na prezydenta Towarzystwa Teozoficznego50.
Bliskość komunizmu i teorii reinkarnacji przynosiła także wymierne korzyści praktyczne. Prabhupada organizował spółdzielnie hodowli bydła pod patronatem Kryszny. W 1971r. wygłosił on w Moskwie cykl wykładów wskazujących „socjalistyczny” aspekt Wed i na „proletariackiego” Krysznę51. Indyjska Partia Wschodzącego Słońca (dla hinduisty słońce to Wisznu), to partia propagująca idee Lenina52. Łącząca w sobie elementy buddyzmu i shintoizmu sekta Soka Gakkai, działająca współcześnie w Japonii, posiada własne ramię polityczne — partię Komeito, która wraz z elektoratem lewicowym (partią socjalistyczną) tworzy najsilniejszą opozycję w parlamencie japońskim53.
Kiedy upadły systemy polityczne i w 1989 r. partie komunistyczne obnażyły swą „prawdę”, nastąpił kryzys wewnętrzny w światowym neoiluminizmie marksistowskim. Spowodował on egzystencjalną pustkę. Ludzie pozbawieni idei zwrócili się do magii. W listopadzie 1989 r., powstało w Moskwie, pierwsze stowarzyszenie magiczne — Wszechzwiązkowy Komitet Wymiany Energoinformacji w Przyrodzie, skupiający uzdrowicieli, różdżkarzy, jasnowidzów, hipnotyzerów, astrologów, ufologów, itp. W czerwcu 1990 r. powołano Międzyregionalną Federację Astrologów, a przy Wyższej Szkole Partyjnej utworzono Wszechzwiązkową Akademię Astrologiczną, gdzie propaguje się m.in. wiarę w reinkarnację i wprowadza typowe pojęcia hinduistycznę, jak „czakra” i „joga”54.

New Age łagodnie ale szybko zajęło miejsce komunizmu...

ks.Andrzej Zwoliński, Reinkarnacja i wędrówka dusz, fragmenty
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: Pią 11:09, 05 Lis 2010    Temat postu:

Dla zainteresowanych szerszym spojrzeniem:

Descouvemont Pierre: Przewdonik po trudnościach wiary katolickiej. Kraków: m., 1998. ISBN 83-7221-161-2. Czy reinkarnacja da się pogodzić z wiarą chrześcijańską? s. 599- 619
Jackowski Jan Maria: Bitwa o prawdę. Tom II. Wyrok na Boga. Warszawa: Ad Astra, 1997. ISBN 83-901684-8-0. Matnia reinkarnacji. s. 204- 207
Leksykon religii. Warszawa: Verbinum, 1997. ISBN 83-85762-98-1. Reinkarnacja s. 388- 392
Piłaszewicz Stanisław: W cieniu krzyża i półksiężyca : rodzime religie i "filozofia" ludów Afryki Zachodniej. Warszawa: Iskry, 1986. ISBN 83-207-0468-5. Wiara w reinkarnację. s. 211- 213
Reinkarnacja : fakt czy urojenie? Pod red. Stefana Dobrzanowskiego. Kraków: Polskie Towarzystwo Teologiczne, 1995. ISBN 83-85017-82-8
Salij Jacek: Poszukiwania w wierze. Poznań: W drodze, 1991. ISBN 83-7033-192-0. Starożytni chrześcijanie na temat reinkarnacji. s. 103- 108
Salij Jacek: Pytania nieobojętne. Poznań: W drodze, 1986. ISBN 83-85008-25-X. Jeszcze raz o reinkarnacji. s. 123- 130
Salij Jacek: Szukającym drogi. Wydał Hans Waldenfels. Poznań: W drodze, 1988. ISBN 83-85-008-64-0. Problem reinkarnacji s. 53- 55
Tatara Marian: Metempsychoza. W: Słownik literatury polskiej XIX wieku. Pod red. Józefa Bachórza i Aliny Kowalczykowej. Wyd. 2. Wrocław: Ossolneum, 1994. ISBN 83-04-03251-1. s. 540- 543
Verlinde Joseph-Marie: Zmartwychwstanie czy reinkarnacja? Topisz Tymoteusz Jacek: Czy istnieją dowody na reinkarnację? Gdańsk: Abigall, 1998. ISBN 83-908073-3-5.
Wilson Ian: Życie po śmierci. Warszawa: Pelikan, 1988. ISBN 83-00-02365-8. Czy żyjemy po raz pierwszy? s . 40- 54
Zwoliński Andrzej: Reinkarnacja. W: Encyklopedia "Białych Plam". Tom XV. Radom: Polskie Wydawnictwo Ecyklopedyczne, 2005. ISBN 83-89862-11-5. s. 226- 234

--------------------------------------------------------------------------------

Artykuły z czasopism:

Bolewski Jacek: Czyściec Adama Mickiewicza. "Przegląd Powszechny" 2000 nr 11 s. 199- 213
Bolewski Jacek: Odrodzenie dzięki religii : Między wegetarianizmem a reinkarnacją. "Przegląd Powszechny" 2000 nr 7-8 s. 103- 117
Jung Gusio: Seks reinkarnacyjny. "Wzrastanie" 2000 kwiecień nr 132 s. 28
Musioł Sonia: Reinkarnacja w wydaniu chrześcijańskim? "Sekty i Fakty" 1999 nr 3 s. 4 i 25
Piotrowski M.: Reinkarnacja - genialne kłamstwo szatana. [wycinek w kartotece tekstowej]
Reinkarnacja. "Jezus Żyje" 1998 nr 4 s. 8- 9
Salij Jacek: Problem reinkarnacji. "W drodze" 1978 nr 1 s. 108- 111
Suchy Zbigniew: Po co ci człowieku reinkarnacja. [wycinek w kartotece tekstowej]
Szostkiewicz Adam: Życie po życiu. "Polityka" 2004 nr 15 s. 3- 8
Zmartwychwstanie czy reinkarnacja? "Jezus Żyje" 2004 nr 21 s. 9
Zwoliński Andrzej: Czy Biblia mówi o reinkarnacji? "Różaniec" 1997 nr 9 s. 20- 21. [wycinek w kartotece tekstowej]
Zwoliński Andrzej: Reinkarnacyjna bajka (Ojcowie Kościoła o reinkarnacji). Próby stworzenia syntezy chrześcijańskiej myśli o reinkarnacji miały miejsce u początków Kościoła jedynie w sektach i herezjach. "List" 1996 nr 4 s. 6- 7
Powrót do góry
Erik



Dołączył: 29 Paź 2010
Posty: 98
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 22:29, 05 Lis 2010    Temat postu:

Panie Gościu. Powoływanie się na kościelne autorytety w kwestii reinkarnacji jest podobną niedorzecznością jak oczekiwanie przyznania się do winy od recydywisty. Oni nie mogą wyrażać publicznie swej opinii, nawet jeśli takową mają. Poza tym, większość ze średnich i niższych warstw kleru to karierowicze lub prości łatwowierni ludzie. Jeśli zaś idzie o hierarchów, to na swej drodze życia miałem okazję kilku spotkać lub poznałem ich światopogląd z drugiej ręki (ich bliskich lub w jakiś inny sposób z nimi związanych osób). Właśnie w tych relacjach bardzo mocno uwidacznia się zarówno narcyzm jak i totalitarystyczna chęć wykreowania się tych indywiduów na despotycznych prawo i myślo-dawców. Ludzie ci realizują swe plany zasłaniając się instytucją kościoła, tradycji i osobą Jezusa. Moim zdaniem praw funkcjonowania wszechświata jest nieomal tak wiele jak istot, które w tym wszechświecie zamieszkują, dlatego nie uważam także za słuszne powoływanie się na jakiekolwiek ideologiczno-filozoficzne koncepcje, gdyż nic nie jest jednoznaczne i zawsze jednakowo określone. Czy natomiast New Age zajęło miejsce komunizmu nie wiem, ale choć wydawać by to się mogło niedorzecznością, wiem, że również i ten ruch został wykreowany przez nadrzędnych przedstawicieli światowych religii i kościołów. Z pozdrowieniami na nieco innej od mojej ścieżce życia.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość






PostWysłany: Sob 0:14, 06 Lis 2010    Temat postu:

"Moim zdaniem praw funkcjonowania wszechświata jest nieomal tak wiele jak istot, które w tym wszechświecie zamieszkują, dlatego nie uważam także za słuszne powoływanie się na jakiekolwiek ideologiczno-filozoficzne koncepcje, gdyż nic nie jest jednoznaczne i zawsze jednakowo określone"

Reprezentujesz zatem postmodernistyczną myś, że coś takiego, jak obiektywna prawda nie istnieje i "każdy ma swoją prawdę", wszechświat to nieuporządkowany chaos - a w nim ty i "twoja prawda" to jedna z wielu równorzęnych a jednoczesnie sprzecznych nieprawdziwych prawd.
Powrót do góry
Erik



Dołączył: 29 Paź 2010
Posty: 98
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 2:52, 06 Lis 2010    Temat postu:

Nie zawsze sprzecznych, ale sądzę, że różnorodnych. I ja nie szukam, jak co niektórzy Boga przez duże B czy Stwórcy, bo jest on dla mnie zbyt niepojęty. Szukam uniwersalnej Prawdy do tej całej otaczającej wszystkich nieprawdziwej prawdy, z której każdy wybiera sobie jeden z jej wariantów. I na pewno wolałbym picie piwa, oglądanie meczy lub zaliczanie niedzielnych mszy, jednak z jakiegoś nie do końca pojętego przeze mnie powodu, jest to już niemożliwe. Do kwestii reinkarnacji próbowałem podejść z wielu perspektyw, nawet kiedyś na jednej z prelekcji zaprosiłem dla kontrastu kilku ortodoksyjnych katolików i kilku księży, z których przybył tylko jeden odważniejszy, bardziej ciekawy lub może był bardziej zdeterminowany od innych do obrony swej ideologicznej pozycji. Tak czy inaczej po zakończeniu dyskusji zadałem wspomnianemu księdzu pytanie, co o tym wszystkim co usłyszał myśli. Ksiądz odparł, że po wysłuchaniu wielu przypadków mogących świadczyć o reinkarnacji „ W naszym kościele nie ma czegoś takiego jak reinkarnacja, lecz jeśli miałbym ocenić opisane tutaj zdarzenia, to jeśli tylko one były prawdziwe reinkarnacja jest najlogiczniejszym sposobem ich wytłumaczenia.”

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Apokalipsa Strona Główna » inne... Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
  ::  
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group   ::   template subEarth by Kisioł. Programosy   ::  
Regulamin