Apokalipsa
zbiór proroctw i przepowiedni...
FAQ  ::  Szukaj  ::  Użytkownicy  ::  Grupy  ::  Galerie  ::  Rejestracja  ::  Profil  ::  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  ::  Zaloguj


Czy musi coś się stać w 2012 r.?

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Apokalipsa Strona Główna » 2012r
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Erik
Gość





PostWysłany: Śro 0:34, 20 Paź 2010    Temat postu: Czy musi coś się stać w 2012 r.?

5 SŁOŃCE CZĘŚĆ DRUGA

Żeby za kilka lat nie obudzić się z ręką w przysłowiowym nocniku postanowiłem samemu przyjrzeć się mającym niedługo nastąpić zdarzeniom, wiedząc że jeśli błędnie zinterpretuję mrowie najczęściej niepokrywających się informacji, będę mógł mieć pretensje tylko do samego siebie. Pierwszą na celownik wziąłem często opisywaną w książkach Sitchina planetę „Bogów” „Nibiru”. Może o tym celowniku mówię nieco na wyrost, choć co niektórzy ponoć już od jakiegoś czasu robią tej planecie niemal że rodzinne fotografie? Nie mówię, że trzeba być niewiernym Tomaszem, ale nie myślę że takie coś jak olbrzymia planeta dałoby się ukryć nawet rozpylając z samolotów wszelakiego rodzaju chemiczne substancje ( chemtrails ). Ale wracając do sprawy przypomnę, że według przetłumaczonych przez Sitchina starożytnych tekstów, ta zamieszkała przez inteligentne istoty planeta w przeszłości wielokrotnie wchodziła w astronomiczne kolizje z Ziemią i innymi planetami układu słonecznego ( Wenus, Mars, Pas asteroidów, Uran). Najnowsza ostatnio obowiązująca teoria naukowa głosi, że jakieś 4,5 miliarda lat temu kolizja planety mniej więcej wielkości Marsa z Ziemią spowodowała wyrwę na powierzchni Ziemi, z której to masy materii miał by uformować się nasz Księżyc. Tej teorii ma jednocześnie dowodzić fakt , iż Ziemia ma największą gęstość z wszystkich znanych planet , co miałoby być spowodowane, iż przy Ziemi pozostało ciężkie żelazne jądro, w naturalny sposób zwiększając jej gęstość. Jak również i to, że Księżyc miał dostatecznie dużo czasu na wypracowanie zależności z Ziemią, gdzie odwrócony jest do niej jedną swą stroną ( 3 miliardy lat ). Lecz wracając do „Planety Bogów”, jej droga po niebie miałaby mieć bardzo wydłużoną eliptyczną orbitę, gdzie jej 1 rok (podczas okrążania naszego słońca ) wynosi 3 600 ziemskich lat ( „Sar” 1 „Boski Rok” Rys. 15 ). Istoty z owej planety przy okazji eksploatacji zasobów mineralnych ( przede wszystkim złoto ), klonując siebie z żyjącymi na Ziemi małpoludami stworzyli ludzi jako swego rodzaju niewolników, a z chęci kontrowania stworzyli uzależniający od „Bogów” ludzi systemy religii , filozofii oraz sposoby nagradzania i karania co niektórych. Od lat osiemdziesiątych XX wieku mówi się o obserwacjach obiektów kosmicznych, które hipotetycznie miały by być Niburu. I tak w 1983 IRAS zaobserwował w podczerwieni jakiś obiekt w odległości 540 AU od słońca identyfikując go jako tak zwanego „Brązowego Karła”. Aby zdefiniować tak jakiś obiekt, należałoby powiedzieć, że jest to obiekt gwiazdo-podobny, którego masa 13-krotnie przewyższałaby masę Jowisza. W 1992 roku znów zaobserwowano obiekt ok. 4 razy większy od Ziemi w odległości 75 AU od Słońca (AU jest to astronomiczna miara obliczania odległości, która wynosi 150 milionów km), tak że 75 AU to jest ok.11 250 000 000 km . Choć co niektórzy od razu ogłosili, że jest to planeta X czyli „Nibiru”, i że przez 9 lat przebyła 465 AU (69 750 000 000 km) ,to przez kolejne dziesięć lat bezspornie zawita w naszym Układzie Słonecznym ! Lecz jeśli to by był ten sam obiekt, to po pierwsze musiał by w owych kilku latach między pierwszą i kolejną obserwacją przejść jakąś drastyczną terapię odchudzającą, gdyż „Brązowe Karły”, aby już przestały być „Gazowymi Olbrzymami” i zanim zaczęłyby być gwiazdami muszą zawierać się w przedziale od 13, najczęściej jednak między 15 a 80 mas Jowisza, który od Ziemi jest większy 318 razy 15 x 318 = 4770 mas Ziemi do 80 x 318 =25 440 razy więcej od Ziemi !A poza tym obiekt ten pędząc z prędkością 7 750 000 000 km/rok czyli 67 936 500 000 000 km/godz. jeśli by się po coś po drodze nie zatrzymał, dotarłby do Układu Słonecznego już w roku 1994. Jeśli nawet można by uznać iż z obserwacji z 1983 i 1992 roku tylko jedna planeta miałaby być „Nibiru”, i obecnie można ją obserwować na skrajnie południowym niebie, na najbardziej wysuniętej na południe części Australii ( czyli osi obrotu Ziemi) to wówczas okazjonalnie powinno by ją móc być widzieć nawet na równiku.(Rys.16) Jeśli by powołać się natomiast na opinię Sitchina, który jako pierwszy w nowożytnych czasach z tłumaczeń antycznych tekstów przybliżył nam istnienie mitycznej planety głosząc za starożytnymi, że czas jej obiegu wokół Słońca z ponad nawet 100 letnimi rozbieżnościami w jedną albo w drugą stronę powinien wynosić około 3 600 lat, to znaczyć by to mogło, że jeśli planeta ta miałaby znaleźć się niedługo w naszej bliskości, poprzednim razem miałaby być w okolicach Ziemi około 3 600 lat temu? Cóż takiego zatem wydarzyło się około roku 1 600 p.n.e. Ci, którzy choć nieco interesują się przeszłością zapewne musieliby powiedzieć, że właściwie nic takiego specjalnego! Ja jednak zauważam coś, co może mogłoby potwierdzać prawdziwość istnienia planety X lub jak kto woli 12 planety naszego układu słonecznego. Jednak nie będą to katastrofy serwowane nam przez zwolenników „Końca kalendarza Majów” w roku 2012, ale niepokoje które zaistniały właśnie w tamtych czasach ( ok.1786 do ok. 1567 p.n.e.).Idzie mi tutaj o tak zwany” Drugi okres przejściowy” historii Egiptu. W okresie tym panowali tak zwani Hyksosi wywodzący się z kultury azjatyckiej ludności osiedlającej się już w czasach świetności Średniego państwa we wschodniej delcie Nilu.( Echa tej migracji znaleźć można w barwnych opisach o Biblijnym Józefie ze „Starego Testamentu”). Rządy Hyksosów reprezentowane były przez XV i XVI dynastie władców Egiptu. To pierwsze panowanie obcych władców pozostawiło na długo uraz w pamięci przyszłych pokoleń Egipcjan. Właściwie to wydarzenie zapoczątkowało religię i przeświadczenie Żydów, że są wybraną przez jednego z „Bogów” grupą, gdyż właśnie z późniejszą niedolą Żydów przed, za i po panowaniu Echnatona (Amenhotep IV ok.1379 –ok.1362 p.n.e. -twórca monoteizmu kult boga słońce)(Rys. 17), zaistniał kult Jahwe, co wiąże się z prześladowaniami Żydów za panowania Ramzesa II Wielkiego i jego następcy Merenptaha ok.1236-ok.1224 p.n.e. (Exodus i wyjście Mojżesza z Egiptu). Inną interesującą kwestią może być fakt, iż fundamentalne wynalazki ludzkości w dziwny sposób uplasowują się w historii w równych odstępach czasu co 3 600 lat (hodowla, rolnictwo i osiadły tryb życia ok.10 800 lat temu, garncarstwo ok.7 200 lat temu i unowocześnienie metalurgii ok.3 600 lat temu ).Z tym ostatnim usprawnieniem bezpośrednio wiąże się Hyksosów, którzy pozostawili w Egipcie bardzo zaawansowaną jak na owe czasy technologię produkcji brązu, przez co w późniejszych czasach Egipt stanowił przez jakiś czas niezwyciężoną siłę militarną. Są to poniekąd poszlaki potwierdzające możliwość pojawienia się planety „Nibiru” w jakiejś niedalekiej przyszłości, choć sam Sitchin wiąże przedostatnią bliskość tej planety z „wprowadzeniem pierwszego kalendarza ludzkości (jak o tym sam pisze w 3 760 roku pne. znanego jako kalendarz z Nippur).
Mimo, że nie wyczerpaliśmy jeszcze sprawy „Planety X” jak ją też się czasem nazywa( X w tym przypadku oznacza zarówno, tajemniczą planetę, jak i Rzymską liczbę 10 jako 10-tą planetę Układu Słonecznego ), chciałbym jednak zająć się inną sprawą podobno związaną z rokiem 2012, a mianowicie chodzi mi o wielką galaktyczną koniunkcję i wszelkie jej za i przeciw. Owa koniunkcja wiąże się z drogą jaką nasz układ słoneczny odbywa po „Roku Platońskim” w tak zwanym „Promieniu Oriona”, najmniejszego ze znanych „Promieni” naszej galaktyki „Drogi Mlecznej” ( Układ Słoneczny zatacza koło o średnicy ok. pół roku świetlnego ). W roku 2012, a nawet 21 grudnia tegoż roku, Ziemia miałaby dokładnie znaleźć się w linii prostej w najodleglejszym od środka galaktyki miejscu na orbicie „Roku Platońskiego” , i odbywającym się co roku 21 grudnia ukierunkowaniem w stronę środka naszej galaktyki widzianego poprzez grupę gwiazd „Plejady” w gwiazdozbiorze „Byka ”i przez „Promień Strzelca”( Rys. 1Cool. Taka sytuacja grawitacyjna i nieznana niedawno odkryta energia emitowana z” Czarnej Dziury” w środku Galaktyki, miałaby obudzić aktywność słoneczną i zmusić naszą gwiazdę do rozpoczęcia z niewiadomych powodów opóźniający się 24 najsilniejszy cykl plam słonecznych. Z jednej strony heliofizycy są obecnie zdziwieni brakiem aktywności słonecznej i trudno im wyjaśnić co się za tym kryje, z innej zaś pracownicy NASA w ostatnich raportach głoszą, że słońce „przebudzi” się po wielu latach snu, gdyż temperatura na jego powierzchni gwałtownie rośnie i można się spodziewać, że w 2013 roku zaistnieją wspaniałe warunki dla idealnej „burzy magnetycznej”, mogącej trwać nawet kilka dni. Z takimi burzami związane są wybuchy na słońcu i plamy powstające wraz z wyrzucanymi w przestrzeń okołosłoneczną na wysokość prawie1 AU czyli 150 000 000 km tak zwanych „pętli” plazmy( Rys. nr 19 i 20). Ale to jeszcze nie znaczy, że Ziemia musi mieć pecha i że taka wiązka zostanie wystrzelona właśnie w naszą stronę. Choć obserwowane dotychczas wybuchy na słońcu miewają siłę 100 000 000 000 bomb zrzuconych na Hiroszimę, energia ta w znikomym stopniu dociera w okolice Ziemi, przede wszystkim jako promieniowanie rentgenowskie ( biegnąc z prędkością światła do Ziemi dociera ono już w 8 minut od wybuchu). Ta energia powoduje nagłe zakłócenia w jonosferze zwane w skrócie S I D. Emisja promieniowania z rozbłysków na słońcu rozchodzi się z prędkością 3 200 000 km/godzinę i dociera do naszej planety po kilku godzinach. Jest ona bardziej niebezpieczna, i jeśli wartość pola magnetycznego jest taka sama jak wartość emisji promieniowania, z reguły ześlizguje się ona po powierzchni pola magnetycznego Ziemi tworząc jedynie zorze polarne w bliskości biegunów. Jeśli wartość emisji promieniowania jest odwrotna, może dojść do przeładowania „Pasów Van Allena”. Grozi to przede wszystkim zniszczeniem satelitów, powoduje to też globalne ogrzanie atmosfery, co wywołuje jej rozszerzanie i może osiągać poziom orbit satelitów normalnie krążących poza atmosferą, powodując ich wyhamowywanie, a w konsekwencji nawet i spadanie ich na Ziemię. W czasie takich sytuacji na Ziemię może wówczas docierać prąd elektryczny zwany „Strumieniem elektrycznym”, co może spowodować przeciążenie sieci energetycznej. W roku 1859 zaburzenia ziemskiego pola magnetycznego spowodowały awarie sieci telegraficznych na całym świecie, a od powstałych iskier zapalał się papier w telegrafach. Mimo odłączenia baterii indukowany prąd był tak silny, że nawet pozwalał na przesyłanie wiadomości telegraficznych. Zorza polarna widziana była wówczas niemal na całym świecie (nawet na Karaibach), a w Górach Skalistych było tak jasno, że blask obudził kopaczy złota, którzy myśląc, że to jest świt zaczęli przygotowywać śniadanie. Innym razem 13 marca 1989 roku w rejonie Quebecu - Kanada 6 milionów ludzi przez 9 godzin było pozbawionych prądu elektrycznego. Zastanawiałem się, czy jest możliwe żeby koniunkcja 2012 roku mogła grawitacyjnie wzmóc lub skierować w stronę Ziemi zarówno energie słoneczną, jak również kosmiczny wiatr energetyczny (czarnej materii ) ze środka galaktyki? Ale to jeszcze nie wszystkie możliwie tragiczne scenariusze, którymi straszy się nas w związku z tymi zbliżającymi się sytuacjami , gdyż jak wspomniałem na drodze środek galaktyki -Ziemia znajduje się jeszcze grupa gwiazd zwana jako Plejady, z ich najjaśniejszą gwiazdą Alkione( Rys.21 ). Alkione to młoda gwiazda (ok. 100 000 000 lat.), która nieustannie wydziela promieniowanie 1 400 razy większe niż promieniowanie naszego słońca. Gwiazda ta miałaby podobno wyemitować w roku 2012 w naszą stronę jakąś nieznaną jeszcze energię, którą co niektórzy zwą „Wiązką lub Pasem Fotonów”( opisana w dalszych częściach mej pracy). Ta nieznana do dzisiaj energia miałaby zmienić fizyczną i wpłynąć na psychiczną sferę człowieczeństwa (energia Mana?) Co ciekawe ta energia, która w formie okalającego Alkione pasa ( jak gigantycznych rozmiarów obwarzanek ) miałaby w czasie 21 grudnia 2012 roku stanąć na drodze naszego Układu Słonecznego, który powoli się przesuwając będzie pod wpływem emisji tej energii przez cały czas trwania „Ery Wodnika” czyli 2 160 lat. ( Rys. 22 ) Oczywiście teoria ta nie jest aprobowana przez akademickie środowiska, tym niemniej znana jest uczonym mistykom wielu kultur, jak również związana właśnie z tą grupą gwiazd ( Plejady), mieszczącą się w gwiazdozbiorze „Byka”. W okresie „5 dni bez nazwy”, podczas ostatniej celebracji w dniu 11 listopada 1507 roku, Plejady przekraczały azymut południa o północy . Wygląda na to, że Plejady u Majów spełniały tę samą funkcję co Syriusz w Egipcie lub Capella na bliskim wschodzie, czyli zapowiadały narodziny Wenus i początek nowego cyklu czasowego. Również 12 sierpnia 3113 roku p.n.e., czyli w okresie końca 4 i początku obecnego słonecznego okresu, Plejady przechodziły przez azymut południa tuż przed wschodem słońca, a w tym samym czasie w Egipcie widoczne były gwiazdy Oriona i Syriusz. Notabene, co opisuję w miejscu związanym z Egipskimi wierzeniami zawartymi w „Tekstach piramid” i „ Egipskiej księdze umarłych”, Egipcjanie wierzyli, że zabalsamowane ciała mogą wrócić do nieba istniejącego gdzieś w pasie Oriona, gdzie miałby zamieszkiwać bóg Ozyrys, gdyż Oriona utożsamiano z Ozyrysem, Syriusza zaś z jego siostrą i żoną Izis. (Rys.23 i 24) Do owego nieba miano dostawać się po czymś w rodzaju wiązki, pasa, smugi czy świetlistego promienia, a sam ów niebiański świat jest bliźniaczy z naszym ziemskim światem, i że wracamy tam po śmierci. Bardziej kompleksowo co do wierzeń i ich korelacji w kulturach Sumeru, Egiptu i wierzeń ludów Ameryki zajmuję się w innym miejscu. Wrócę jednak znów do Majów, gdzie podobno w ich kalendarzu bardzo istotnym dniem był dzień 26 lipca ( według gregoriańskiej rachuby czasu ). Rok miano tak dzielić, aby dzień między 25 a 27 nie był liczony i uwzględniany. Dzień 26 Lipca nazywano „zielonym dniem”, a w świetle astronomicznych powiązań w tym czasie Ziemia jakoś specjalnie łączyła się z energią Słońca, które z kolei znajduje się w astronomicznej koniunkcji z Alkione, jak wspominałem wcześniej najjaśniejszą gwiazdą z gromady Plejad ( 7 sióstr ) w konstelacji Byka – oraz z neutronową gwiazdą Syriusz B z gwiazdozbioru Psa. Rzeczywiście Plejady (nazywane inaczej „Baby, Kurczęta, Kokoszki, Siedem Sióstr lub Kościół Masoński”) są chyba najbardziej znaną gromadą gwiazd i swą popularność zawdzięczać mogą temu, że można je podziwiać nawet nieuzbrojonym okiem .Znajduje się ona w gwiazdozbiorze Byka i jest odległa od nas tylko około 400 lat świetlnych( Alkione A ok.440 lat świetlnych). Ale co ważniejsze dla moich rozważań, rzeczywiście jest ona spowita piękną niebieską mgławicą, i gwiazda Alkione A wokół równika otoczona jest dyskiem gazowym, który prawdopodobnie powstaje również przez to, że Alkione A wypromieniowuje około 1 400 razy więcej energii niż nasze słońce. Ale przynajmniej z tego co oficjalnie wiadomo, ów gazowy obłok nie jest tak gigantyczny, aby mógł kiedykolwiek dotrzeć do Ziemi ( cały gwiazdozbiór zawiera się w odległości 8 lat świetlnych , a odległy jest ponad 400 lat św. od Ziemi). Z innej strony większy wpływ na Ziemie mógłby mieć system gwiazd Syriusza A i B, które to są stosunkowo bliskie naszemu układowi planetarnemu, bo zaledwie 6, 8 lata świetlnego. Syriusz A jest ok. 2 razy taki jak nasze Słońce, Syriusz B o masie nieznacznie mniejszej od Słońca jest jednocześnie niewiele mniejszy od Ziemi; gęstość Syriusza B jest 91 000 razy większa niż gęstość Słońca, co oznacza że 1 cm sześcienny tej materii na powierzchni Ziemi ważyłby tonę. Jeśli te czczone od wieków gwiezdne systemy nie miałyby mieć jednak większego wpływu na Ziemię, to może mogłoby mieć na nas wpływ ich położenia podczas koniunkcji 2012 roku, jako że nasz Słoneczny Układ, a co najistotniejsze Ziemia miałaby znaleźć się na najbardziej możliwym skraju w swej galaktycznej drodze? Z taką sytuacją kiedy to powoli docierając do punktu krytycznego Ziemia wraz z Układem Słonecznym powinna zacząć niejako przyspieszać w swej powrotnej drodze ku centrum galaktyki? Ale co może istotniejsze, wpływ grawitacyjnych sił może dążyć do zmiany bieguna geograficznego lub magnetycznej polaryzacji planety? Wiem, że jeśli te moje wywody kiedykolwiek trafią do rąk jakiegoś adepta astronomii, on mógłby głęboko westchnąć mówiąc „ och, jeszcze jeden wariat wymądrza się na temat przebiegunowania!”. Lecz tak naprawdę jeśli by na ten temat pomyśleć, to o tym zagadnieniu wiemy prawie tyle ile jednocześnie go nie rozumiemy. Więc po kolei : według pewnych ostrożnych spekulacji ostatnimi laty wszystkie zewnętrzne planety Układu Słonecznego już zmieniły swą polaryzację, co jako gazowym olbrzymom przyszło to im ze względną łatwością. Kolej teraz byłby na Marsa, dowodem na co miałaby być pojawiająca się na powierzchni Marsa woda i powstawanie cieniutkiej jeszcze atmosfery, której to do niedawna Mars nie posiadał (podobne zjawiska powstają na naszym Księżycu). Według oficjalnej nauki przyczyny odwracania się pola geomagnetycznego Ziemi są wciąż słabo poznane , najprawdopodobniej jest to związane z samą wewnętrzną dynamiką planety. Ziemia obracając się wokół swojej osi wraz z ciekłym żelaznym jądrem (uznana teoria na ten temat, choć wg mnie jądro Ziemi jest kryształem - dekadedron) ( Rys. 25) zmusza znajdujące się tam elektrony do rotacji. Konwekcyjne prądy naładowanych elektrycznie cząstek wzbudzają pole magnetyczne, którego bieguny umiejscowione są w okolicach północnego i południowego bieguna Ziemi, tak zwany „dipol” lub „zjawisko dynama”. Powstające w ten sposób pole magnetyczne podobne jest do magnesu stałego, pokrywając już od wnętrza Ziemi swą energią całą naszą planetę wraz ze strefą magnetosfery. Jak wcześniej pisałem powstałe pole, będące swego rodzaju ochronną bańką, zabezpiecza nas przed zgubnym działaniem Słonecznych wiatrów, które łatwiej mogą wnikać w bezpośrednią bliskość Ziemi przy biegunach tworząc zorze polarne.To oficjalny pogląd, ale czyż może to być prawda, gdyż ostatnimi czasy coraz częściej słyszy się o słabnięciu wartościowości pola magnetycznego, jak też o swego rodzaju dziurach, występujących w pasie równikowym magnetosfery!? Powszechnie wiadomo również, że czasem pole magnetyczne zmienia swój kierunek i natężenie. Według uznawanych teorii naukowych ostatnie przebiegunowanie magnetyczne miało miejsce około 780 000 lat temu. O tym fenomenie wiemy nie tylko z badań geologicznych , kiedy to formowały się naładowane magnetycznie skały, ale coś też z astronomicznych obserwacji planet naszego Słonecznego Układu. Najbliższym takim dowodem, że planety mogą zmieniać swą polaryzację jest Wenus, która obraca się wokół swej osi w kierunku przeciwnym niż wszystkie pozostałe, zatem jak należy przypuszczać, albo właśnie jakiś czas temu zmieniła swą polaryzację, albo kiedyś została przewrócona „do góry nogami” przez jakąś planetarną kolizję. W tym miejscu może warto wspomnieć o tym, że jako pierwszy na ten temat wyrażał swe opinie pewien autor popularno naukowych książek o nazwisku Immanuel Welikowski – naukowiec, który starał się udowodnić, iż w historii Ziemi kataklizmy zdarzały się cyklicznie. Welikowski był wyszydzany przez naukowy establishment, który starał się ponadto o zakazanie publikacji jego książek. Był on także jednym z pierwszych naukowców, którzy zwrócili naszą uwagę na zagrożenie płynące od strony komet i asteroidów, które w przeszłości spadały na powierzchnię naszej planety. Welikowski był pierwszą osobą, która stwierdziła, iż na Wenus panują ekstremalnie wysokie temperatury, zaś Jowisz ma niezwykle silne pole magnetyczne. Wierzył on, że w przeszłości Ziemia zderzyła się z inną planetą. Głosił on też pogląd o takim właśnie obrocie planety Wenus na długo zanim zostało to naukowo dowiedzione. Podobnie Sitchin wygłasza pogląd o opisywanych przez starożytnych ( Sumer) planetarnych kolizjach („Pas asteroidów” Uran ). Wiele opisów o „Rodzeniu się planety Wenus” znajdziemy przede wszystkim w mitologii Majów, a Hinduskie tablice astronomiczne mogłyby świadczyć, że 4000 lat p.n.e. planety Wenus jeszcze nie było w naszym Układzie Słonecznym. Inną ofiarą kolizji planetarnej mógłby się okazać Uran, gdyż po swej orbicie toczy się on bokiem, a na powierzchni Mirandy (księżyc Urana ) widnieje gigantyczna pokolizyjna szrama. Są to jednak bardziej dowody na to, że planetarne kolizje mogą być częstsze niż się uczonym śniło, a śnić im się również musi i to, że o zamianach biegunów wiedzą wszystko! Na pewno wiedzą, że czasem pole magnetyczne zmienia swój kierunek i natężenie, które obecnie ma tendencje spadkowe, i że jak tak dalej potrwa to może całkowicie zniknąć już gdzieś za kilkaset lat. Wiedzą też, że magnetyczne bieguny Ziemi zaczynają przyśpieszać swe wędrówki. Zlokalizowany po raz pierwszy w 1831 pólnocny biegun magnetyczny w początkowych okresach jego poznawania poruszał się nieznacznie. Od 1900 roku( kiedy go ponownie zlokalizowano) do kolejnego miejsca lokalizacji w 1960 roku przesunął się zaledwie o 10 stóp, w 1968 roku o kolejne 10 stóp, następnie zaczął przyśpieszać osiągając przeciętną wartość 10 km/rok, całkiem niedawno ok.40km/rok, a ponoć obecnie pędzi w stronę Syberii z prędkością od 55 do 65 km rocznie. Według najnowszych doniesień w tej sprawie mówi się, że na powierzchni jądra istnieje region gwałtownych zmian magnetyzmu wywołanych prawdopodobnie przez tajemniczą „smugę” magnetyzmu wychodzącą z głębszych warstw jądra. Najbardziej naukowo z tego doniesienia brzmi oczywiście owa „tajemnicza smuga”. Tak, dobrze jest się śmiać z głupich ludzi jeśli się ma naukowe stypendium i bierze pieniądze za nic! Jeśli przebiegunowania są dość rzadkim fenomenem, cóż można powiedzieć o przeskokach bieguna geograficznego? Wśród wielkiej liczby popularno-naukowych teorii istnieje również pogląd, że na przestrzeni okresów historycznych zmieniało się również położenie biegunów geograficznych. Ostatni taki przeskok na półkuli północnej miałby nastąpić ok.11 000 lat temu i wówczas biegun miałby znajdować się podobno w zatoce Hudsona w Kanadzie (sprawa spontanicznie zamarzniętych zwierząt, posiadających w żołądkach treść pokarmową, podczas porodu itp. Itd. syberyjskie mamuty, konie z Alaski). Wcześniej ok. 40 000 lat temu biegun geograficzny miałby być na Grenlandii, a jeszcze wcześniej ok. 80 000 lat temu na Alasce. Swojego czasu mając mapę z zaznaczonymi na niej domniemanymi biegunami z przeszłości, zauważyłem, że od punktu z przed 80 000 lat do kolejnego 40 000 lat jest taka odległość, że ¾ jej długości pokazują odległość między tym punktem z przed 40 000 lat, a tym z przed 11000 lat. Reguła powtórzyła się, gdy sprawdziłem odcinek między tym ostatnim punktem , a ¾ jego odległości . Teraz długość tego odcinka pokryła się z obecnym biegunem geograficznym. Jakże się zdziwiłem kiedy przy pomocy cyrkla próbowałem odnaleźć ewentualne płożenie przyszłego bieguna geograficznego, a ostrze cyrkla trafiło dokładnie na usytuowanie północnego bieguna magnetycznego( Rys.26 ) Nie mam pojęcia na ile można w takich przypadkach wierzyć intuicji, czy temu podobnym podszeptom z jakichś innych „światów” czy sfer, ale tak wtedy, jak i teraz sądzę, że mogłem mieć rację. Tak jak moim zdaniem kiedyś dawno astronomia przerodziła się w astrologię, aby później znów zrodzić astronomię, tak i odczucia pokrewne intuicji mogą być równoznaczne z praktyczną nauką, którą dalej można zakodować w formie mitu czy alegorii. Poszlaki ku takiemu twierdzeniu można znaleźć niemal wszędzie, ale może ja jeszcze spróbuję to omówić z pokrewną z naszymi słonecznymi epokami kwestią er zodiakalnych. Tak więc astrologia, którą odkryto przy okazji stworzenia „Pasa Zwierzyńcowego” i 12-stu er na obwodzie ekliptyki (wynaleziony w starożytności najprawdopodobniej w Sumerze „Kalendarz Zodiakalny”) w poważnej mierze jest też związana z pragmatyczną astronomią. Jako, że symbole zawarte w tak zwanym „Pasie Zwierzyńcowym” odpowiadają pewnym symbolom przypisanym niektórym bóstwom we wszystkich kulturach świata, wygląda też, że są one związane z „Rokiem Platońskim” ( „Boskie „ panowanie na Ziemi). 12 wyodrębnionych i nazwanych w starożytności gwiazdozbiorów, w bliższych nam czasach zostały przyjęte przez Hipokratesa i dzięki temu do dziś dnia obowiązują nie tylko w astrologii, ale i w naszej astronomii. Dzoidiakoskyklos, co w grece oznacza właśnie zwierzęcy krąg ( Rys. 27) , czasem zmienia znane nam obecnie nazwy konstelacji gwiezdnych, ale nie jest to tak nagminne, i czasem odpowiedzialne za to są ludowe legendy czy lokalne tradycje, a nie ogólna astrologiczno-astronomiczna tendencja. Na przykład gwiazdozbiory takie jak Plejady w słowiańskiej Polsce były postrzegane jako Kwoka z Kurczętami, a na Malajach jako Słoń. W Chinach natomiast te same grupy gwiazd nazywano Owcą, Koniem, Smokiem, Szczurem, Zającem, Świnią, Kotem, Psem, Osłem, Małpą itp. Jednak jakimi nazwami nie nazwano by tych konstelacji, zawsze opiera się to na zasadzie zodiakalnego koła zwierzyńcowego. Wygląda to całkiem podobnie jak z symbolami niektórych partii politycznych , symbole zodiaków np. Byk , Baran, Skorpion, Lew, przypisane są pewnym „Bogom” ( „Brama Isztar w Babilonie” Rys.2Cool Niektóre z tych symboli reprezentowały nie tylko poszczególne osoby („Bogowie”), ale także główne frakcje czyli najczęściej ich rodziny, równo dzieląc wpływy i władzę na swego rodzaju kadencje między uprzywilejowanymi, o czym wzmiankują wszystkie mitologie i legendy wszystkich ludów świata, włącznie z mitologia Żydów i Chrześcijan ( „Księga Ezechiela , Daniela, Nowy Testament, Objawienie Jana”). Przez wieki i tysiąclecia system tej wiedzy wzbogacał się o nowe aspekty, jak podział czasu na dekady, wieki , lata, miesiące, dni, i tak dalej, z tworzeniem podziału czasu i kalendarzy. Odrębne kultury, klany, szczepy, plemiona, a nawet rodziny, posiadały często własne kalendarze i systemy liczenia czasu ( biblijne pomieszanie języków). Symbolom pierwotnych „Bogów” i samym „Bogom” zaczęto nadawać inne imiona, a nawet określać ich nazwami planet i gwiazd (Sukcesja Marduka, który nazwał swoim imieniem planetę Nibiru ). Takie działanie widoczne są w panteonach „Bogów” Grecji i Rzymu, jak również w nazewnictwie miesięcy i dni tygodnia (Księżyc – poniedziałek , Mars – wtorek , Merkury – środa , Jowisz – czwartek, Wenus – piątek, Saturn – sobota, Słońce – niedziela.). Nie przypadkowo i nie bez przyczyny więc dzień świątynny przeniesiono z soboty (obrazującej w Judaizmie Marduka lub Enkiego pod postacią Jahwe jako planetę Saturn - skrót myślowy do planety Niburu) w kolejnej erze na niedziele w Chrześcijaństwie, utożsamiając Jezusa z bóstwem Słonecznym (przypisanie jemu urodzin w dniu 24 grudnia według wcześniejszych tradycji 3 dni po zimowym przesileniu Słonecznym , kiedy Ziemia odwraca się w stronę środka naszej galaktyki (3 dni przed urodzeniem jak i 3 dni zmartwychwstania ). Jest to również uwidocznione jako tajemna symboliczna wiedza w wielu starożytnych budowlach i w niemal wszystkich katedrach gotyckich, co opisałem w dalszych częściach swej pracy. Oparto również na tym systemie naukę o wieszczeniu przyszłości, zauważając pewne korelacje między układem planet a cechami charakteru urodzonych wtedy osób, początkowo ustalając do czego predysponowany i czym w przyszłości powinien zająć się noworodek (szamani wielu kultur Świata między innymi Majańscy i astrologia harmoniczna).Później wiedzę astrologiczną zaczęto wykorzystywać do „odczytywania z gwiazd” przyszłości narodów i poszczególnych ludzi. Na podstawie uniwersalnej wiedzy astrologicznej powstało wiele pokrewnych szkół i systemów wróżebnych, odsuwając jednocześnie w kąt nudną astronomię ( odkrycie Kopernika, iż nie Ziemia, ale Słońce jest centralnym punktem Układu Słonecznego było tylko przypomnieniem pradawnej wiedzy). Oprócz zsymbolizowanej czy nawet utajonej wiedzy istnieje w owej astrologii również i wiedza praktyczna, która będąc jednocześnie zagadnieniem astronomicznym z czasem przejęła jednak bardziej atrakcyjną formę astrologiczną. Jak się bowiem może okazać niemalże jarmarczna sztuka astrologii może być bardzo spójną nauką o płodności, rozrodczości i wpływie sytuacji astronomicznych na cechy charakteru człowieka. Do jeszcze niedawna przede wszystkim Księżyc traktowano jako „kosmiczne lustro”, które będąc najbliżej Ziemi ma na nią i co za tym idzie na ludzi, największy wpływ. Jest to pod wieloma względami słuszne przede wszystkim jeśli chodzi o jego wpływ grawitacyjny. Tym niemniej, jak się może okazać, Księżyc jedynie wzmacnia, osłabia, zasłania lub odbija ( tak zresztą jak i inne planety Układu Słonecznego), życiodajną a zarazem zabójczą energię naszej dziennej gwiazdy. Tak samo grawitacja Słońca wzmacnia lub rozprasza energie większych od siebie gwiazd i emisji energii kosmicznych (Syriusz, Aldebaran, Algol, Alkione czy np. Kapella ). Słońce może również ukierunkowywać energię biegnącą ze środka naszej galaktyki, czyli tak zwanej „Ciemnej Materii” ( opisywanej przez starożytnych, a w naszych czasach określonej teoretycznie). Według pewnych nowszych koncepcji na temat „ mechaniki nieba” i zachodzących tam współzależności ustalono, że w Naszej Galaktyce - „Drodze Mlecznej” miałaby się znajdować tak zwana „czarna dziura”. „Droga Mleczna” jest postrzegana jako jasna, przecinająca niebo smuga. Zawiera się ona między gwiazdozbiorami Kasjopei a Krzyżem Południa. Jest to Galaktyka spiralna z tak zwaną” poprzeczką”, w środku której miałaby znajdować się „czarna Dziura” ( w Egipcie utożsamiana z „Boginią” Hathor często przedstawianą pod postacią krowy Rys. 29 i 30 { podobieństwa z Hinduizmem i ich „Bogami”}).Nasza Galaktyka mieści w sobie ok. 400 000 000 000 gwiazd (według najnowszych szacunków; do niedawna 250 miliardów, w latach 80-siątych 200 mld , a 10 lat wcześniej tylko 150mld gwiazd ), ma ok. 100 000 lat świetlnych średnicy i ok. 12 000 lat świetlnych grubości. Według najnowszych, jeszcze mało popularnych teorii na temat czarnych dziur, nie mają one, jak myślano jeszcze niedawno, działać jak gigantyczny odkurzacz pochłaniający w swe nie do końca zrozumiane czeluście wszystko, co znajduje się w jej grawitacyjnej mocy . Jak dowodzi od dawna znana teoria unifikacji, która to usuwa podział na materię i światło, (jak to jest powszechnie wiadome), światło może powstawać i znikać nieomal spontanicznie. Może właśnie dlatego nie rozumiano wcześniej, że materia elementarna czyli neutrony, protony i elektrony, też może być tak ulotna jak światło, i że materie i światło można postrzegać jako część zunifikowanego prawidła rządzącego naszymi światami. I w myśl najnowszych paradygmatów przyciągające i odpychające się siły, od niedawna będące podstawą fizyki zostają zastąpione regułami przekształceń, mówiące o tym, że kiedy powstaje światło to cząstka naładowana ( elektron ) przekształca się w elektron i promieniowanie. Innymi słowy, przemienia się w elektron i cząstkę światła, tak zwany foton. Absorpcja jest takim samym oddziaływaniem, tyleż że zachodzącym w odwrotnym kierunku. Dlatego też czarna dziura nie istnieje po to, aby tylko pożerać otaczającą ją galaktykę, gdyż dawno już znaleźlibyśmy się w brzuchu jej ciemnej otchłani, ale prawdopodobnie funkcjonuje ona w niemal wiecznej symbiozie ze stworzoną przez siebie Galaktyką. Chyba, że na przykład zaistnieje przewidywana za 1 do 3 miliardów lat kolizja „Drogi Mlecznej” z mgławicą Andromedy, która to koncepcja, jak większość naukowych zagadnień jest tak samo jak odczucie czy intuicja bardziej wydedukowana niż pewna( Rys.31) Może w tym momencie powinienem poruszyć zarówno tę sprawę, jak i jeszcze kilka innych najnowszych wniosków z kosmicznych obserwacji. Po pierwsze, sprawę związaną z łączeniem się, zderzaniem i wchłanianiem mniejszych Galaktyk przez większe. I tak jedną z bardziej znanych jest wspomniany wyżej pogląd iż za około miliard lub u optymistyczniej nastawionych do życia uczonych może za 3 miliardy lat (lub nawet nigdy) nasza Galaktyka ma zderzyć się z Mgławicą Andromedy. Obie te galaktyki nieustannie zbliżają się do siebie z prędkością ok. 120 km/sek. ( prędkość radialna), ale aby upewnić się w roku 2011 ma być wysłana sonda kosmiczna „Gaia”, która miałaby określić dokładniejszy wektor prędkości , żeby ostatecznie określić czy dojdzie do kolizji. Jednak niech się na zapas nie cieszą ci, którzy mieli by tym faktem się radować, gdyż w ten sposób ponownie wraca wielkie zmartwienie uczonych, że jeśli by nawet sama kolizja nie miała mieć zbyt drastycznych skutków dla Układu Słonecznego i dla Ziemi, to ta ostatnia będzie spalona przez Słońce za ok. 5 000 000 000 lat! Jak widać nasi uczeni lubią martwić się tym co będzie za miliardy lat nie poświęcając aż tak wiele czasu na to, aby ustalić co może być za kilka. Ale wracając do kwestii kolizji galaktyk możemy się dowiedzieć na przykład, iż obecnie zderzają się ze sobą galaktyki Wir, N G C 4676 z galaktyką o wesołej nazwie „Czułki” ( może chodzi o czułki mieszkających na niej zielonych ludzików?). Inną ideą i uczoną wizją ( może dlatego, że jest zbyt odległa do weryfikacji ) jest fakt, iż za dokładnie 100 miliardów lat znajdziemy się w jednej wspólnej, kosmicznej rodzinie, gdyż wtedy wszystkie galaktyki złączą się w jedną piękną, szczęśliwą super galaktykę. Z innych dociekań i symulacji najnowszych super komputerów dowiedzieć się można że „Droga Mleczna” uznawana za nasz obecny dom nie musiała nim być od zawsze, gdyż jak mogłoby się okazać „Droga Mleczna” od jakiegoś czasu wchłania inną mniejszą Galaktykę roboczo nazwaną „Galaktyką Strzelca”, z której wywodzi się nasz Układ Słoneczny, jak i gwiezdne pozostałości zarówno w tak zwanym „Promieniu Oriona i Strzelca”, jak rozmytych mgławicach gwiazd poza „Drogą Mleczną”( Rys.32). Z kolizjami światów, a nawet wszechświatów łączy się również najnowsza koncepcja uczonych z uniwersytetów w Cambridge oraz Princeton mówiąca, że postrzegany przez nas świat powstał w wyniku zderzenia dwóch Wszechświatów. Powodem takiego poglądu jest fakt, iż z symulacji komputerowych wynika, że taka kolizja prowadziłaby do takich samych kosmicznych konsekwencji co w przypadku Big Bangu, z tym, że do jej zaistnienia nie potrzebna była by interwencja żadnej siły Stwórczej czyli Boga. Jest to swego rodzaju odejściem od istotnej pozycji siły transcedentalnej w dotychczasowych dociekaniach kwantowej fizyki super strun. Dalej idąc tropem najnowszych odkryć astronomicznych dowiadujemy się ze zdjęć uzyskanych przy zastosowaniu fal radiowych o wyemitowanym ze środka „Czarnej Dziury” w środku „Drogi Mlecznej” odległym tylko o 100 lat świetlnych błysku atomów żelaza. Następnie o tym, że ze wspomnianej „Czarnej Dziury” wydobywa się jeszcze dokładnie nieokreślone intensywne promieniowanie, którego źródło nazwano „Sagittarius A”, od łacińskiej nazwy gwiazdozbioru Strzelca, który znajduje się miedzy nami a środkiem Galaktyki. Dookoła miejsca, z którego wydobywa się owa emisja, znajduje się wiele gwiazd . Jedną z nich jest gwiazda znana jako S2. Jest ona 7 razy większa od naszego Słońca i porusza się z niewiarygodną prędkością 5000 km/sek., zataczając 1 okrążenie wokół „Sagittariusa A” jedynie w 15,2 lat. Tak wielka prędkość ruchu obrotowego wymaga odpowiednio ogromnej siły grawitacji, która może utrzymywać tę gwiazdę na jej maleńkiej orbicie. Obliczono więc, że musi tutaj chodzić o masę rzędu 3,7 miliona razy większą od masy naszego Słońca . Badania z użyciem promieniowania rentgenowskiego wskazują, że „Sagittarius A” jest również otoczony przez około 10 000 gwiazd, które od jego centrum dzieli zaledwie odległość 1 roku świetlnego. Jest to niezmiernie mało, zważywszy że najbliżej nas oddaloną gwiazdą jest gwiazda Alfa Centauri C ( inaczej Proxima Centauri , z łac. Proxima najbliższa ) odległa od nas o ok. 4, 22 lata/świetlne( inna z tej gromady gwiazda Alfa Centauri oddalona o 4, 36 lat/św. jest 3-cią pod względem jasności gwiazdą nieba ). Według uznawanej teorii na temat „Czarnych Dziur” sytuacja związana z Sagittariusem A jest nie do pomyślenia, gdyż nie tylko znajdujące się tam gwiazdy nie są wchłaniane do wnętrza „Czarnej Dziury, ale wygląda na to, że powstają tam nowe gwiazdy. Tak więc jest uzasadnione prawdopodobieństwo, że czarna dziura wchłaniając w siebie światło w postaci fotonów emituje ze swego wnętrza Czarną Materię, która pod wpływem przyciągania grawitacyjnego łączy się z gwiazdami i jako ich paliwo znów w postaci światła wraca do czarnej dziury. Wszystko to funkcjonuje jak ogromne perpetuum mobile, i prawdopodobnie jest to bardzo powszechnie działająca zasada we wszechświecie, lecz raczej trudno dociec na ile w swej fizykalności jest ona właśnie duchowa. W naszym Układzie Słonecznym jest też widoczna swego rodzaju symbioza podobna na przykład do zazębionych ze sobą kół Majańskiego kalendarza, gdzie np. miesiąc Księżycowy jest dokładnie średnią dziennego obrotu Słońca dokoła swej osi („Dzień Słońca” na jego równiku 26 dni Ziemskie, w pobliżu biegunów ok. 37 dni).Tutaj też istnieje chyba najbliższa Ziemskim istotom kwestia ich fizycznego i duchowego istnienia, poprzez delikatne astrologiczne aspekty ich losu i przeznaczenia. Tak więc jak się może okazać, to nie Księżyc, ale właśnie Słońce ma wpływ na wydzielanie ludzkich hormonów i poprzez mózgowe podwzgórze, szyszynkę, tarczycę, grasic, śledzionę, jądra czy jajniki, wpływa na zapłodnienie, a swym zmiennym promieniowaniem już podczas poczęcia kształtuje zarówno charakter jak i moment urodzenia człowieka. Wpływ planet i energii gwiazd w okresie płodowym jest jedynie pomocny przy kształtowaniu charakteru i osobowości ludzi i życia na Ziemi, poprzez kumulowanie, rozpraszanie lub ukierunkowywanie swej energii na płód poprzez Słońce jako głównego czynnika rozwoju wszelkich istot. Sytuacja astronomiczna podczas poczęcia i częściowo w czasie trwania ciąży niejako wdrukowuje magnetyczny wzór, który towarzysząc człowiekowi (i nie tylko ) w czasie jego życia, i będzie go wzmacniał, pobudzał bądź usypiał w zależności od średnich wypadkowych energii gwiazd, planet i Słońca. Owe zagadnienie jest jednak nieco bardziej skomplikowane, gdyż należy pamiętać , że płód jest tak długo płodem jak długo przebywa w ciele swej matki. I nie chodzi tutaj jedynie o nazewnictwo, tak jak na przykład meteor tak długo nim pozostaje jak długo nie zetknie się z powierzchnią Ziemi , na której automatycznie staje się meteorytem. Specjalnie użyłem tego astronomicznego porównania, aby przybliżyć się do kwestii wpływu na noworodka gwiazd i to niekoniecznie tych spadających. Według pewnych przesłanek często natury parapsychicznej ( intuicja, objawienia, channelingi ), uwidacznia się pewna „prawda” o wpływach i współzależnościach planet i stałych gwiazd na życie istot na Ziemi. Dokładniej idzie tutaj o zauważony i wypraktykowany astrologiczny wpływ planet na ludzi w momencie ich urodzenia, lub też przez całe życie powielane swego rodzaju uzależnienia od powtarzających się kilkakrotnie w życiu każdej osoby tych samych cykliczne powracających konfiguracji planet ( tak zwana „ Astrologia harmoniczna”). Ten odłam szkoły astrologicznej, nie przepowiadajacy li tylko przyszłych zdarzeń, jak to jest w na przykład w horoskopie urodzeniowym, i nie odwołując się do znaków i horoskopowych domów, jedynie przedstawia pewne perspektywy i kierunki wyborów w zbieżnych momentach zaistnienia układów planet bliskich do ich urodzeniowego układu . Ten rodzaj astrologii zapoczątkowany we wschodniej astrologii z uwzględnieniem astrologii hinduskiej był praktykowany przez Pitagorasa ( Rys.33) , który w istocie „Liczby” poszukiwał początków wszechświata, wierząc iż na początku istniała tylko liczba, która to na wzajemnych relacjach z Bogiem i zależnościach między cyframi zawiera w sobie istotę konstrukcji wszechświata. Miałaby to być podobna idea do koncepcji „złotego podziału” czy „kwadratury koła” (u Egipcjan liczba Pi to 22 : 7 ), z tym że Pitagoras badał „ czyste liczby” (współ zależność między liczbami stałymi ). Zapewne geometria, w której tak bardzo uplasował swą pozycje Pitagoras jest związana też z tradycyjną jak i harmoniczną astrologią ( aspekty, ascendent , descendent, koniunkcje oraz inne zależności i mid punkty między planetami). Może warto powtórzyć za Platonem: „ Nie słuchajcie słów ignorantów, geometria jest wiedzą wszelkiego Bytu”. Geometryczna zależność między planetami i cyklami Słońca to tylko „czubek lodowej góry”. Wiele w zrozumieniu tych geometryczno astrologicznych zależności przybliżył Johannes Kepler ( ur. 1571 zm. 1630 roku( Rys.34). W czasach Keplera nie było wyraźnego rozgraniczenia między astrologią, którą uczony również uprawiał, a astronomią, będącą jedną z tak zwanych „sztuk wyzwolonych” ( 7 sztuk wyzwolonych jako podstawa wykształcenia godnego człowieka). Natomiast astronomia była oddzielną od fizyki samodzielną nauką . Na uniwersytetach średniowiecznych przygotowaniem do studiów filozofii i teologii było tak zwane „ Quadrivum” obejmujące naukę o „liczbach czystych” (arytmetyka,) rozważanych w przestrzeni ( geometria), w czasie (muzyka), w ruchu (astronomia), w przestrzeni. Aby przybliżyć postać ważnego w mych rozważaniach Keplera dodam, że w swych pracach używał on argumentów natury religijnej , wychodząc w nich z założenia, iż Bóg stworzył świat zgodnie z inteligentnym planem, który można poznać za pomocą rozumu. Kepler żył w okresie występujących raz na 800 lat serii koniunkcji (około roku 1600 ) co walnie przyczyniło się do jednego z ważniejszych jego odkryć związanych z zaobserwowanym w 1603-1604 roku wybuchu „Super nowej”(Rys.35) i poprzez argumentacje, że znajduje się ona w sferze gwiazd stałych, podważył dogmatyczną doktrynę „o niezmienności niebios” . Kepler studiując odwoływał się do „muzyki sfer” Pitagorasa( geometryczne uzależnienie stosunku długości strun instrumentów szarpanych do „czystych tonów” w muzyce), był przekonany, że geometryczne obiekty były dla Stwórcy modelem dla całego wszechświata( „Kwadrat okresu wokół Słońca jest proporcjonalny do sześcianu odległości od Słońca”). Pewne geometryczne stosunki odległości w astrologii i astronomii wiążą się również z pewnymi modułami czasowymi. I tak na przykład u Majów mamy okresy po 52 lata, gdzie według ideologii wróżebnego kalendarza Tzolkin każdy w 52-gie urodziny, podobnie jak to jest w horoskopie astrologii harmonicznej (identyczny rozkład planet jak przy urodzeniu ), wraca do sytuacji z przed lat, aby móc naprawić stare błędy. Lecz w astrologii harmonicznej ze względu na odmienną i bardzo zróżnicowaną długość obiegu planet dookoła Słońca, można tam jedynie mówić o częściowym podobieństwie tylko pewnych grup planet. Aby znaleźć na przykład idealne położenie wszystkich planet Układu Słonecznego względem środka Drogi Mlecznej, czy każdego innego punktu w kosmosie, należałoby pomnożyć między sobą czas obiegu wszystkich planet Układu Słonecznego. Uzyskany wynik zapewne ni jak by nie pasował do dużo krótszego czasu życia ludzi. Owe ciekawe doświadczenie z odnajdywaniem wspólnej liczby jednego modułu ( okresu) ustawienia w tym samym położeniu wszystkich planet Układu Słonecznego będzie jednak różny (choć niekiedy bardzo bliski) z położeniem planet do tak zwanych „gwiazd stałych”. Dzieje się tak z powodu ciągłego ruchu i przemieszczania się ciał niebieskich, aby powtórzyć za Heroklitem: „Pantha rei”( wszystko płynie) i nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, bo woda w niej już jest inna. Żeby pokrótce przybliżyć zależności, które w nieco inny od konwencjonalnej biologii i astrologii działają na rozród i rozwój życia na Ziemi ( w astrologii powinno też poddawać się analizie moment poczęcia, wiedząc że ciąża w przybliżeniu trwała ok. 9 miesięcy), z powodów trudniejszej możliwości dokładnego określenia momentu poczęcia przez wieki wypraktykowano korektę dotyczącą samej energetycznej wartościowości wpływu na noworodka. Chodzi tutaj o średnią energię Słońca i o tak zwane cztery żywioły przypisane grupom po 3 znaki zodiaku (Baran-Ogień, Byk-Ziemia, Bliźnięta-Powietrze, Rak-Woda, Lew- Ogień, Panna-Ziemia, Waga-Powietrze, Skorpion-Woda i dalej znów: Strzelec-Ogień, Koziorożec-Ziemia, Wodnik-Powietrze, Ryby-Woda). Aby przybliżyć to na przykładzie przyjmijmy, że plemnik wnika do jaja pierwszego dnia akurat kiedy w okołobiegunowym pasie Słońca zaczyna się magnetycznie pozytywnie naładowana ćwiartka naprzemiennie usytuowanych energii. Tak więc wówczas znajdujący się na Ziemi zarodek miałby przez pierwsze 3 miesiące ciąży wciąż niezmienne warunki, pozostając pod wpływem sekwencji dodatnich emisji energii Słońca, tej samej, w której został poczęty. W kolejnych 3 miesiącach płód będzie bombardowany ujemną radiacją Słoneczną, co będzie u niego wywoływać niepokój i dyskomfort. W tym czasie jednak system wydzielania wewnętrznego, czyli podwzgórze nie jest gotowe jeszcze spełniać swoich funkcji. W ostatnich 3 miesiącach ciąży płód ponownie znajduje się pod wpływem zaistniałej podczas poczęcia i pierwszych 3 miesięcy ciąży, bliskiej jemu radiacji dodatniej. Po 275 dniach, licząc od chwili kiedy jajo wydostaje się z jajnika włączając siedmiodniowy okres jego stabilizacji w macicy, radiacja Słońca znów zmienia się z dodatniej na ujemną . Płód odczuwa stres i niepokój, tym razem jednak reaguje wydzielaniem do krwi hormonów, które w organizmie matki zapoczątkowują proces porodowy. Mogłoby to oznaczać, iż płód sam wybiera sobie moment swoich narodzin, a cechy osobowościowe wynikają z mutacji genetycznych zaistniałych szczególnie w pierwszych miesiącach ciąży. Tak samo przedwczesne i opóźnione porody uzależnione są od zaburzeń radiacji Słonecznej. Jeśli na przykład średnia jej wartość emitowana na Ziemie będzie miała „obcy” lub „swojski” potencjał płód może sam siebie zmusić do opuszczenia niekorzystnego środowiska lub będzie się spóźniał z porodem w kojącej atmosferze wdrukowanej podczas poczęcia lub średniej wypadkowej energii początkowych miesięcy ciąży. Lecz przecież astrologia opiera się przede wszystkim na wpływach i geometrycznych zależnościach planet na nowonarodzonego człowieka. I takie wpływy niewątpliwie istnieją, choć bardziej jako konglomerat wypracowanych korekt i wpływu Słonecznej energii w okresie płodowym, a dopiero po tym wszystkim mamy samą przyczynowość duchowej chęci (nakaz) urodzenia się w danym miejscu i czasie (karma). Moim zdaniem subtelny urodzeniowy wpływ konfiguracji gwiazd i planet jest kończącym akordem urodzin, kiedy to już uformowany noworodek opuszcza ciało matki, gdzie w swego rodzaju izolującym ciało kobiety i płodu polu elektromagnetycznym przebywał dotychczas. Organizm matki w czasie przed porodem postrzega płód jako swego rodzaju pasożyta, dlatego też zabezpiecza się izolując od wpływów energii płodu swego rodzaju polem elektromagnetycznym, przez które przenika jedynie potrzebna do rozwoju płodu energia Słońca wolna od kształtujących charakter energii innych od Słońca ciał kosmicznych. Zaraz po urodzeniu do niezakodowanego jeszcze zapisu i do ciała noworodka docierają subtelne energie planet, księżyca i pewnych tak zwanych ważnych w astrologii gwiazd stałych, których energia i wspólne zależności kształtują charakter i przeznaczenie danej osoby. (Rys.36 i 37)
Jeśli jeszcze nie zanudziłem swych czytelników, to pokuszę się może o podanie kilku uzupełniających astrologiczno-astronomicznych danych na temat gromady gwiezdnej Plejad, a w szczególności najjaśniejszej gwiazdy w tej grupie Alkione.
W okresie od 4,5 tysiąca lat pne. do 2 tysiące pne. Plejady w astrologii Babilonii, Persji i Indii uważane były jako punkt równonocy, czyli znajdowały się w punkcie zerowym znaku Barana. W astrologii indyjskiej uważane były za osobną jedną z 27-miu konstelacji nazywanych Nakszatra ( żony księżyca). Najjaśniejsza gwiazda Alkione A w Sanskrycie znana jest jako Amba oraz Arundhati. W dawnej astrologii Plejady były uważane za strażników nieba. Alkione jest pierwszym obiektem, na jaki należy zwrócić uwagę w opracowywaniu horoskopu urodzeniowego. Alkione, Amba (Matka) to jedna z 15 podstawowych gwiazd stałych jakie oznacza się w kosmografie i od których zaczyna się budować obraz człowieka i badanie jego losu. W Babilonii astrologowie nazywali Plejady Temmenu, co znaczyło Kamień Węgielny lub Fundament. Światło mgławicy otulającej Plejady jest przedmiotem skupienia i kontemplacji w jodze, tantrze jak i w zachodnich szkołach ezoterycznych. Światło Plejad sugerowane jest jako pożądany duchowy wpływ nawet w Biblii. W astrologii arabskiej, w której zaznaczają się wpływy perskie i indyjskie, Alkione to al-Wasat, Istota Centralna, Środek Wszechrzeczy, Odai-Wasat wyższa idea tak zwanego „Wielkiego centralnego Słońca”, które wszystkim rządzi mając wielki wpływ zarówno na Układ Słoneczny, ale także na cały okoliczny kosmos, (Brahmandaminna - al.-Nair, obiekt który jest jaśniejący, świetlisty, promienny, podsyca skłonność ku światłu (heb. Orr, sanskr. Jyoti ).
Tym, którzy negują boską światłość, wzmaga ciemność, wypadki i ślepotę także organiczną. W astrologii jest to gwiazda kierująca, gwiazda przewodnictwa, gwiazda dobra dla ludzi mających żywych duchowych przewodników ze światłości. A niepomyślna dla ludzi odrzucających przewodnictwo światła i postaci guru oparte na prawdzie oraz sprawiedliwości. Od 5 do 15 czerwca 2012 r. można będzie obserwować koniunkcje Jowisza i Plejad z maksymalnym zbliżeniem 11 czerwca 2012r. około 3 rano nad wschodnim horyzontem . Koniunkcja Jowisza i Plejad zdarza się raz na 12 000 lat, bo tyle czasu zajmuje Jowiszowi jedno pełne okrążenie ekliptyki. Koniunkcja ta nazywana jest w astrologii „Początkiem Nowego Roku Jowiszowego”, w Oriencie „Początkiem nowego cyklu Guru”, ”Roku Guru „ Guruwara ,dobry okres na dokonywanie inicjacji. Plejady przesuwają się w kierunku znaku Bliźniąt ( z początkiem 21 wieku) w tempie około 50 sekund łuku na rok, czyli cały stopień( 60 min. łuku ) przesuwają się co 72 lata (dane astrologiczne z Himalaya – Wiki Biblioteka ezoteryczna)
3 600 : 50 = 72
Wiem, że w naszym zabieganym świecie niewielu ma czas, aby zastanawiać się nad jakimiś poza bytowymi zagadnieniami życia. Moim zdaniem jednak, to o czym zacząłem tutaj pisać, jest lub może być z tych egzystencjonalnych spraw jedną z ważniejszych. Choć na pewno nie przekonam tych, którzy często z przekory nie dadzą się przekonać, gdyż że powtórzę za Eliaszem „ nie można zostać prorokiem w swoim kraju”, ale jednak opowiem o pewnym pokrewnym z tematem mych rozważań zdarzeniu. Niedawno uczestniczyłem w bardzo typowym towarzyskim spotkaniu. Siedząc na balkonie pięknego mieszkania mych znajomych w New Westminster (Kanada ) i smażąc się w słonecznych promieniach tego sierpniowego popołudnia, spędzaliśmy czas przy typowych towarzyskich rozmowach, kiedy inny kolega niosąc puchar jakiegoś orzeźwiającego napoju, w którym pływały duże kawałki lodu powiedział: „I pomyśleć, że już niedługo ludzie będą tylko wspominać takie mieszkania, w których kiedyś były takie urządzenia produkujące lód i zimną orzeźwiającą wodę. Wnętrze tych specjalnych skrzyń było też zapełnione zakonserwowanym pożywieniem”. Właściciel mieszkania widocznie nie zrozumiał dygresji, gdyż spytał mnie: „ O co jemu chodzi?”. Odparłem, że zapewne idzie tu o nadchodzący koniec znanego nam świata, na co mój rozmówca oznajmił stanowczo, że nic się nie stanie, bo ostatnio widział w telewizji program, w którym mówiono, że wszelkie ostatnie anomalia pogodowe to jedynie znamiona „efektu cieplarnianego”. Widząc brak zrozumienia ze strony swego znajomego, jak i będąc właśnie świeżo po swych własnych dociekaniach nad ewentualnością zaistnienia jakiejś katastrofy w okolicach pierwszej dekady 21 wieku, odpowiedziałem koledze zgodnie ze swoim przekonaniem, iż wmawiany nam w masmediach „ efekt cieplarniany” i jego skutki jakoby ludzkiej działalności to oczywista blaga i wybieg polityczny, aby móc dodatkowo opodatkować społeczeństwa świata uprzemysłowionego. W ten sposób nasza rozmowa zmieniła nieco tory z nudnej towarzyskiej, w zasadzie o niczym, na bardziej (przynajmniej dla mnie) ciąg twórczych spekulacji o światowym spisku, czy wiedzy starożytnych na temat cykliczno- katastroficznych zmian na naszym globie. Tak więc powołując się na to co wyszukałem oznajmiłem, że ta niespotykana w tym miejscu gdzie mieszkamy temperatura (+ 36 stopni Celsjusza ), jest mym zdaniem zarówno wynikiem zwiększonej obecnie aktywności Słonecznej, jak i spadkiem magnetyzmu i swego rodzaju dziur zarówno w atmosferze, jak i w magnetosferze Ziemi. Jeśli zaś chodzi o działalność człowieka, jego udział w tym tak zwanym „efekcie cieplarnianym” jest znikomy. A obwinia się nas o zanieczyszczanie atmosfery dwutlenkiem węgla, przez co kiedy promienie słońca przenikną tę warstwę brudu w atmosferze nie mogąc się z takiej pułapki wydostać, wielokrotnie jeszcze odbijają się między atmosferą a powierzchnią Ziemi i wzmagają ciepło, które zostaje w takiej pułapce uwięzione. Ale chwileczkę? Wiadomo, że kosmos miałby być zimny i im wyżej tym zimniej, widać to chociażby lecąc samolotem, lub obserwując szczyty ośnieżonych gór. Ale z innej strony wiemy, że jeśli w upalne lato nie przykryjemy szyb naszego samochodu, wewnątrz będziemy mieli jak w piecu. O dziwo przez jasną przejrzystą szybę jakoś to ciepło nie bardzo zaraz po przeniknięciu do środka chce równie szybko opuścić nasz samochód. Chyba, że istota tkwi przede wszystkim w nagrzewaniu się samej powierzchni Ziemi, podobnie jak tapicerki naszego samochodu? Działalność Słońca w tej kwestii jest najistotniejsza, gdyż tylko z pasa równikowego unosi ona co roku w powietrze około 600 do 700 bilionów ton wody, (ta liczba to 6 lub 7 z 14 zerami). Idąc dalej tym tropem mylne jest pojęcie, że cała ta woda pod postacią deszczy wraca z powrotem na Ziemię. Wiele miliardów ton wody na zawsze opuszcza naszą planetę. Podobnie oddziaływanie Ziemi i Księżyca wpływa na działalność sejsmiczną i wulkaniczną na naszej planecie, co wydobywa rocznie z Ziemi w postaci dwutlenku węgla około 33 milionów ton czystego węgla, przy czym szczeliny i wulkany podwodne aż 30 milionów ton. Wszystko to unosi się w powietrze i miesza z azotem. Tak bywało praktycznie od zawsze, a im dawniej tym emisji CO2 w atmosferze musiałoby być o wiele, wiele więcej, co było związane ze wzmożoną aktywnością wulkaniczną poprzednich epok historycznych Ziemi. Jednym słowem można by powiedzieć , że efekt działalności człowieka jest jedynie nikłym procentem takich emisji. Po drugie, jakby się mogło wydawać, ziemska atmosfera nie jest jakimś zamykającym nas od wpływów kosmosu szklanym kloszem, na którego powłoce osadzają się zanieczyszczenia tworząc uniemożliwiające dla ciepła promieni słonecznych ucieczkę z tego zabrudzonego klosza, gdyż jak się okazuje zorganizowany na początku lat 90–siątych międzynarodowy program badawczy” Step” potwierdził ucieczkę gazów, a nawet drobnych cząstek materii ( wielkości od 0,2do0,6 mikrometrów ) z Ziemi w kosmos poprzez Ziemską atmosferę. Jeszcze na wysokości 77 km nad powierzchnią naszego globu znajdowano żywe ziemskie mikroorganizmy. Kumulowanie się energii niby w garnku pod przykrywką, jeśli jest powodem zmian klimatu i ewentualnego „efektu cieplarnianego”, nie jest to ich jedyny powód. W większości wypadków nasi mądrzy uczeni wysnuwają coraz to nowe hipotezy i nawet nie mogą na dobrą sprawę prawidłowo porównać ich do podobnych zdarzeń z przeszłości, gdyż, albo brakuje im dostatecznych danych, albo jak obecnie ma to się do Słońca, nie można brać pod uwagę danych o jego zachowaniu ponieważ podobno ostatnio z niewiadomych przyczyn nastąpiła zmiana jego magnetyzmu. Powoduje to to, że dawniejsze obserwacje mogą nie pasować do obecnych, nawet na pierwszy rzut oka podobnych sytuacji. A pogląd, czy nastanie ocieplenie, czy ochłodzenie, wiąże się przede wszystkim z aktywnością Słońca. Tak więc oceny uczonych na ten temat są skromnie mówiąc podzielone i oprócz zwolenników „efektu cieplarnianego”, są też zagorzali zwolennicy teorii o nadchodzeniu „epoki lodowcowej”. 29 Maja 2010 roku uczeni z NOAA ( National Oceanic and Atmospheric Administration ) i z NASA ogłosili, że spodziewane na 2013 roku maximum 24 cyklu plam Słonecznych będzie słabsze niż dowodzą to inni, i że zaistnieje tylko ok. 90 plam Słonecznych. Miałoby to być najsłabsze tak zwane „maximum” od 1928 roku, kiedy to było na Słońcu zaledwie 78 plam. Inni uczeni dowodzą na ten sam temat, że owych plam będzie jeszcze mniej, bo tylko około 70. Oni to obawiają się, że sytuacja ta będzie podobna do tak zwanego „ minimum Maundera”, kiedy to przez okres 70 lat, od 1645 do 1715 roku, liczba plam nie przekraczała kilku, a temperatura na Ziemi była najniższa od 8 000 lat. W tych latach Europejskie rzeki co rok całkowicie zamarzały, a przez Bałtyk jeżdżono saniami. Podobne, choć nie aż tak drastyczne, było tak zwane „minimum Daltona” w latach 1790 do 1820, gdy średnie temperatury były o ok.4 stopnie niższe niż obecnie. Na podstawie tych domniemań niektórzy klimatolodzy przewidują ochładzanie się Ziemi już od 2015 roku, aby w całkowicie mroźny okres wkroczyć w latach 2021-2026, albo przy sprzyjających okolicznościach w 2050- 2060. Stuletnią epokę lodowcową przewiduje się już od roku 2100. Inni znani klimatolodzy : W. Broecker i R. Bryson też twierdzą, że za 50 lub najdalej za 500 lat może nadejść podobna epoka lodowa do tej, która gwałtownie skończyła się na skutek jakichś katastroficznych zmian na naszej planecie ok. 10 800 lat temu, kiedy to na Syberii zamarzły mamuty i zmienił się klimat przez zaistnienie ciepłego prądu oceanicznego na środkowym Atlantyku. Wszystko to brzmi nie tylko przerażająco, ale i rzeczowo, z tym że ja nadal nie wiem czy należy bezkrytycznie poddawać się oficjalnej wiedzy, widząc jaka ona bywa skrajnie odmienna i wiedząc o jej rozstrzępieniu się na podstawowe dwie frakcje. Jeśli miałbym nieco przybliżyć tę sytuacje, musiałbym wspomnieć , iż mamy obecnie do czynienia z agresywnie promowaną tak zwaną tradycyjną fizyką (fizyka cząstek elementarnych). Powoduje to udowadnianie na siłę laikom dawno już zdezaktualizowanych teorii ubiegłego stulecia. Paradoksalnie dochodzi do tego, że niektórzy młodsi i bardziej nowatorscy, z tak zwanych „fizyków teoretyków” są zmuszani do pracy nad teoriami, w które nie wierzą, gdyż jest to dla nich jedyna droga do osiągnięcia osobistej kariery ! Paradoks polega na tym, że ci twórcy nowej nauki ( teoria strun ) są zmuszani do pracy w podobnej atmosferze, przez którą jeszcze kilkadziesiąt lat temu z trudem przebijali się twórcy fizyki kwantowej i innych nauk uznanych dziś za konwencjonalne. Ponawiam więc moje pytanie: „czy można wierzyć nauce, a jeżeli tak, to której?” A może lepiej uwierzyć w swój zdrowy rozsądek, czy to w kwestii kataklizmów czy też w kwestii istnienia jakichś zawiadujących tym wszystkim stwórczych sił, co może być również związane z kwestią życia poza planetą Ziemia. Tak czy inaczej, lepiej aby takie przeświadczenie nie wynikało z poddańczej, narzuconej nam przez tradycję wiary, ale poddającej się zdrowemu rozsądkowi analizie. Bo tak np. jeśli nawet prawdopodobieństwo uderzenia przez meteoryt czy asteroid jest bardzo małe, to jednak należy wziąć pod uwagę, że tylko w bezpośredniej bliskości z Ziemią takich planetoid, asteroidów czy komet, które mogłyby zniszczyć życie na Ziemi odkryto i skatalogowano ponad 3000 i codziennie poznaje się nowe. A jeśli idzie o życie na innych jeszcze nie poznanych światach czy planetach, to tylko tych ostatnich biorąc całą sprawę teoretycznie, ale też rozważając ją w bardzo ostrożny sposób to: z szacunków ogólnie przyjmuje się istnienie ponad 150 miliardów galaktyk, wiele z nich jest tak gigantycznych, jak na przykład galaktyka Abell 2029, której średnica ma 6 milionów lat świetlnych, czyli jest 60 X większa od „Drogi Mlecznej”. A są jeszcze gromady galaktyk postrzegane przez nas jako jedna gwiazdka. Za najbliższą regularną gromadę galaktyk uznaje się gromadę składającą się z 300 galaktyk, a średnica jej wynosi około 5 milionów lat świetlnych. Do naszych czasów udało się wyodrębnić ok. 3000 takich gromad różnej wielkości. Domniemuje się również, że wszystkie te galaktyki dążą gdzieś w stronę czegoś, czego masa musi być co najmniej równa 10 000 trylionów gwiazd, czyli 10 000 000 000 000 000 000 000 gwiazd. Jeden ze skromniejszych poglądów astronomów głosi, iż jedynie tylko 2% gwiazd może posiadać swoje układy planetarne. Pogląd ten podbudowany jest znalezionymi już w kosmosie planetami. W naszej Galaktyce znajduje się około 400 miliardów gwiazd. Jeśli rzeczywiście istnieje około.150 miliardów galaktyk, to łatwo obliczyć, że będzie to 60 000 trylionów gwiazd ( 60 000 000 000 000 000 000 000 ). Jeśli tylko 2% z tych gwiazd miałoby mieć układy planetarne to daje 1 200 trylionów takich planetarnych układów ( 12 z 20 zerami ). Średnio licząc 4 planety na układ, co dałoby 4 800 trylionów. Jeśli znów by założyć , że tylko w 1% z nich miałoby zalęgnąć się życie (tak jak na 9 planetach Naszego Układu tylko na 10-ciu% z nich, czyli niby tylko na Ziemi, zaistniało życie), sumą tego dzielenia będzie 48 trylionów planet. Teraz z tej liczby weźmy znów 1%, aby próbować znaleźć formę życia podobną lub rozpoznawalną przez nas jako świat inteligentnych istot . Idzie mi oczywiście o bardziej złożone niż tylko życie bezbiałkowe czy życie bakterii lub minerałów, a mianowicie o istnienie kogoś, z kim w jakimś stopniu mielibyśmy szansę się skomunikować . Tak więc z tego dzielenia otrzymamy wynik 480 biliardów, z czego można wysnuć wniosek, że we wszechświecie powinno istnieć tyle zamieszkałych planet. Lecz cóż jeśli w myśl koncepcyjnej fizyki super strun, wszechświatów jest więcej jak jeden lub nieskończenie wiele? Żeby jednak na razie nie zamącać tych rozważań pozwolę sobie wrócić do tradycyjnego pojedynczego wszechświata. I teraz wystarczy nasz wynik podzielić przez 150, aby poznać teoretyczną ilość zamieszkałych przez inteligentne istoty planet w naszej Galaktyce, a będzie ich 3 biliardy200 bilionów planet(3 200 000 000 000 000 )!? Czy przy takich ilościach można mówić o przypadku lub odrębności zaistnienia życia na przeciętnej planecie, przeciętnego układu słonecznego na peryferiach przeciętnej galaktyki? W swych poszukiwaniach względnej prawdy dotyczącej ewentualności cyklicznie występujących w naszym świecie katastrof, starałem się podobnie jak w owym wyliczeniu prawdopodobieństwa istnienia we wszechświecie życia, opierać swój wywód na sensie i logice. Lecz cóż jeśli owa Prawda jest po prostu pozbawiona tych, jakże naukowych atrybutów wszelkich analiz i poszukiwań, i tak jak na przykład w fizyce kwantów postrzegany świat zachowuje się tak, jak byśmy tego od niego chcieli? Kończąc ten mój wywód pragnę zaznaczyć ,że nie zawarłem tu wszystkich moim zdaniem ważnych, zazębiających się ze sobą aspektów związanych z okresami 5-ciu Majańskich „Słońc”, kalendarzy, czasu, religii, tradycji , astronomicznych czy astrologiczno- duchowych powiązań z tym wszystkim, a przede wszystkim wciąż nierozstrzygniętej kwestii na temat tak zwanego „Końca Świata”, o czym kontynuuję swe rozważania w kolejnych częściach swej pracy.
Powrót do góry
Tmburvfns65



Dołączył: 12 Maj 2014
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tyszowce

PostWysłany: Pon 14:44, 12 Maj 2014    Temat postu:

ok

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eqwvnofx35



Dołączył: 19 Maj 2014
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dobrzyń nad Wisłą

PostWysłany: Pon 20:27, 19 Maj 2014    Temat postu:

ok

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pszema_77



Dołączył: 25 Maj 2014
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Myszyniec

PostWysłany: Nie 20:55, 25 Maj 2014    Temat postu:

ciekawe!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Apokalipsa Strona Główna » 2012r Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
  ::  
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group   ::   template subEarth by Kisioł. Programosy   ::  
Regulamin